Bez tytułu
Zwyczajnie nic się u mnie nie dzieje, dosłownie nic. Hermetyzuję się w czterech ścianach... a dzisiejszy wypad z Kochaniem na spacer można by uznać za jakiś przełom w tym całym bagnisku.
Na szczęście patrzę na wszystko i widzę jako takie światełko w tunelu, mdłe, ale jest... dziś mamy, jak pokazuje zegarek na kompie 3 maja... no tak, święto, ale mnie to w sumie mało co obchodzi. 12 - 3 = 9. Rachunek trzeba jednak nieco ulepszyć, odejmując jeden dzień od wyniku, wychodzi nam 8. Do tego dojdą dwa dni matur z polaka i angola, a po nich człowiek się czuje jak zmięta szmata. Wątpię więc, ażebym miał jeszcze czas, a co ważniejsze - ochotę na dalsze powtórki. Aczkolwiek człowiek maszyna zadziwiająca... wszystko może być.
Sielsko-anielsko jest... na początku. Kłótnie są, nawet niekiedy miłe... do reszty się jakoś odnoszę z dystansem... I jest nawet nieźle.
Choć muszę przyznać, że moje maturowe zdołowanie przechodziło swoje apogeum i mogę to teraz przyznać ze stuprocentową pownością. W pewnym momencie zwyczajnie na śmiech mnie brało jak myślałem o nauce. Coś jak powtarzanie zdałnionemu dziecku, że 2+2=4... powtarzasz to 100 razy, tłumaczysz na najbardziej obrazowych przykładach, a przy 101 spytaniu zwyczajnie nie wytrzymujesz i śmiejesz się najbardziej serdecznym i przynoszącym ulge śmiechem... odchodzi cała złość, frustracja...
A potem, po małym przebudowaniu planu działania można funkcjonować dalej.
Cholera, tak sobie dziś szedłem z Kochaniem... mówiła coś, że będzie musiała jechać do szkoły. Że musi chodzić do szkoły. Chodzić do szkoły.. wstawać do szkoły, myć się, robić śniadanie, iść, siedzieć do 14-15 w szkole, wracać ze szkoły.. i pięć dni w tygodniu w tym stylu. A potem zauważyłem, że dniem, kiedy bęę musiał wstać wcześniej, będzie dzień pisemnegoz polaka i angola... barbrzyńska, teraz, siódma, może wpół do ósmej... a potem...? Nie dość, że do października wakacje, to jeszcze teraz w ogóle nie muszę nic. Wtedy był przymus odgórny - chodzić, skończyć. Teraz jest przymus pochodzący od wewnątrz - uczyć się, żeby coś sobie udowodnić, żeby zdać, żeby się dostać... powypierdalało się wszystko w tym moim życiu...
What a beautyful world I beheld, but dangerous too, I was certain...
wiesze ze juz sie na gg skumplowaliscie :D to cudownie!
Pomyśl sobie jak cudownie bedzie wywalić wszystkow kąt i dać sobie spokój z nauką!!!!
Matury na bank pójdą świetnie;P kciuki trzymam:)
tych wakcji to ci do prawdy zazdroszcze, chociaz zawsze ejst jakis minus, eh... w tym roku sporo znajomych zdaje marute i wiem ze w sue wcale ni ejst tak do konca milo mi przyjemnie... ja jak zwykle juz teraz zacyznam martwic sie na zapas
a co do ostnich zdan... to msye sobie ze czasem dobrze jest jak wszstko wywroci sie o 180stopni... :)
pozdrawim
ps. czytlam wczesnijsza ntke... hmm ale mnie wystraszyli tymi zagrozeniami, kurcze chbya wezme lopate i schron zacnze wykopywac :/
ps2. a czkolad nie bylko 8 tylko 8 kostek..ale to itak za duzo
Dodaj komentarz