Bez tytułu
O 9 wpada do mnie siostra, że telefon z komisji rekrutacyjnej... ja w ciężkim szoku, dopiero obudzony, nie słyszałem w ogóle telefonu (nieczęsto się zdarza), w ogóle jakiś ogłuszony rzeczywistością, ze snu wyrwany, ciągnę się jak zewłok do telefonu... Zaczyna do mnie jakiś chłop namiętnie rozmawiać, prawie jak te ziomki z radia zet o ponętnych, hebanowych głosach... A ja nawet nie wiem o co mu się rozbiega... No i w potoku informacji coś do mnie dotarło, że ofkoz coś nie tak z papierzyskami... Facet coś mi mówi, że dotarły do nich dokumenty, że też te, które dostali potem, tj. odpis notarialny świadectwa, że huj go wie co, myślałem, że może uda mi się jakoś przekimać, a on nie zauważy... potem coś do mnie o pieniądzach gada i deklaracji językowej, co to niby w złej wercji (:/)...
No i się zaczęło.. powiedziałem mu, że to załatwię i postaram się wysłać poprawione rzeczy...
Miałem już iść spać, ale kurwa zdałem sobie wreszcie sprawę czego ten chłop ode mnie chciał... wyobraźcie sobie, że wpłacacie pieniądze na konto... i dostajecie świstek, że zapłaciliście... i taki świstek macie wysłać na uczelnię, celem potwierdzenia zapłacenia (1 - wiem teraz, że można było wysłać kopię czegoś takiego; 2 - czemu oni nie mogą tego weryfikować w banku...?). Jak nie macie tego pizdrzyka, bo wysłaliście to do szkoły, bo przecież mówili, żeby wysłać, a potem chłop do was dzwoni do domu i rozbudza w środku ranka i mówi, że jednak tego nie mają (jak do kurwy nędzy mogą nie mieć?!), a strasznie potrzebują, zaczyna się kłopot...
Tak się tym skurwysyństwem zdenerwowałem, że już nawet nie zasnąłem... Myślę, ze jak nie ma tego, a trzeba to jak dostać? Z banku...? Tja.. poszedłem z rańca, okazało się, że oddział banku jest od 13:15... poczekałem, pozałatwiałem inne sprawy... poszedłem tam z Sis.. powiedziałem babie o co mnie się rozbiega, poparzyła, poszukała, opierdoliła mnie i poszedłem jeszcze bardziej wkurwiony... ale wróciłem z posiłkami i koniec końców - babka wystawiła papier ze wsteczną datą. Wysłałem. Jak mi jutro zadzwonią, że czegoś nie ma, jak tam pojadę, jak kurwa zrobię porządek...
Biurokracja...
Pozdrawiam.
jest taki fajny kawał o żółwiu punku i rekinie skinie... a wiec tak... plynie sobie maly żółwik... płynie sobie płynie i podplywa do niego rekin i... odgryzł mu noge! a mały żółwik mówi \"bardzo kurwa śmieszne!!!\" koniec... jest jeszcze jeden taki ... eh.. daruje sobie...
Dodaj komentarz