Jak było? Tak, pytanie często pada od znajomych. A co odpowiadam? Proste - długo. Prawie trzy miesiące na obczyźnie. Ktoś mi powiedział, że lekko zwalone wakacje. I prawda. Nauczyłem się tego i owego, poznałem troszkę więcej świata niż w mojej wsi zabitej dechami, gdzie nawet net nie dochodzi, poznałem kilku ludzi, naprawdę fascynujących i tak różnych jak niebo i ziemia, wreszcie troszkę języka.
I życia. Tam, gdzie byłem, dojrzewa się o wiele szybciej. Podejmuje się decyzje z zimną krwią, które tutaj, na miejscu wśród ludzi, których znam, zapewne okazałyby się katastrofalne w skutkach. Psychika jest sprawą indywidualną, często pęka, sypie się... obserwowałem wiele z takich przypadków. Poznawałem ludzi, którzy w nieznany dla mnie wtedy sposób naciskali innych i którzy sami byli naciskani. I tak, dotknąłem swojego dna. Podobno trzeba go dotknąć, żeby potem docenić to, czym się było i to, co się ma. Ja mam nadal to, co miałem. I jestem Jej za to wdzięczny. Wypiłem sporo z kielkicha mojego uczuciowego parteru i... jednak nie jestem z tego zadowolony.
Stało się jak się stało... może podświadomie chciałem, żeby do tego doszło...? Może nawet i chciałem, żeby Ona się o tym dowiedziała ode mnie? Może to był jakiś rodzaj testu...? Nie wiem do końca, ale tam, w tamtym środowisku, z tymi właśnie ludźmi, którzy tam byli, stałem się zupełnie inną osobą.
A tutaj? Kiedy przyjechałem...? Kojarzycie znak Yin i yang? Jeślibym porównał czerń z tym, co było niedawno i biel, którą można by nazwać to, co było przed wyjazdem, byłbym właśnie takim znakiem.
P.S. 8-9 początek moich pierwszych zajęć na Univerku w Białymstoku na prawie zaocznym.
Pozdrawiam.
Dodaj komentarz