Bez tytułu
Ludzie mogą być, co prawda jest kilka osób rzeczywiście starszych, nawet tacy, którzy mogliby być moimi rodzicami, ale ponoć na naukę nigdy nie jest za późno... nawet jedna starsza babka chciała iść na starostę... niestety nie wybrali jej...
Drugi dzień był troszkę gorszy - wykłady ciągnęły się dłużej. Tym bardziej na prawie rzymskim. Długo, oj długo... no i angol mnie niczym miłym nie zaskoczył. Co prawda na próbnym teście byłem prawie najlepszy, ale babka okazała się mętna. Od razu podpisywanie jakichś śmiesznych rulesów, prawie jak gestapo. Szczerze - nie podoba mi się... ale trudno.
W White100ku miałem się spotkać z Martą. Zaprosiłem ją nawet, kiedy tylko przyjechałem. Nie chciałem, żeby pomyślała, że jej unikam, czy coś w tym stylu. Powiedziałem, że jeśli ma czas, niech wpada do mnie, pogadamy spokojnie sobie... odpowiedziała, że może wpadnie, że nie wie, czy będzie miała czas. Okazło się, że raczej nie miała... poza tym i tak tego dnia z kumplem, który dostał się na polibudę, zapiliśmy sobie. Biedaczek nie poszedł następnego dnia na ćwiczonka... a podobnoż obowiązkowe:P
Następne dni, licząc początek od złożenia prozpozycji spotkania, również w nic nie zaobfitowały. Potem okazało się, że Marta nie lubi mojej siostry i że ma za wiele wspomnień w tym pokoju. Mi nie chciało się wychodzić na jej dziesięć, może piętnaście minut, bo podobno więcej nie miała. Trudno. Idź więc do kolegi z roku na herbatę. Ja też stąd idę (czyt. gg - przyp. autora). Cześć. I tyle było po rozmowie. Delikatnie się wkurzyłem, ale to nic.
Przyjechałem do domku. Nie wiem dlaczego, ale zawsze jak przyjeżdżam do domu, strasznie mnie to denerwuje. Już na wstępie, jak jedziemy autobkiem do miasta, biora mnie lekkie nerwy. Jak lawa zbierająca się pod Wezuwiuszem. A potem jak trafiam do domu, szczególnie do babci... denerwuje mnie wszystko, szczególnie członkowie mojej rodziny. Są tak przewidywalni, aż do bólu. I wkurwiają mnie na potęgę ich cechy. Małomiasteczkowe. Mam nadzieję, że nimi nie nasiąknę. Wczoraj nawet opierdoliłem za coś matkę. Nie pamiętam za co...
Do tego pod koniec dnia, koło wieczorka, ciśnienie podniosło mi Kochanie. Próbuję teraz zrewidować swoje postrzeganie niektórych spraw. Chyba dla ochrony związku nie powinno się mówić drugiej osobie wszystkiego. Nie z chęci zatajenia jakiegoś złego faktu, ale zwyczajnie po to, żeby druga osoba nie musiała po dowiedzeniu się czegoś, bombardować się potem przekształceniami tej myśli... domyślać się, obmyślać, przekształcać, doklejać... aż wychodzi coś zupełnie innego niż myśl początkowa, która to zaczyna coś psuć... chyba nie powinienem być do końca szczerym z Kochaniem... Właściwie to mogło by być nawet dobre... Te wczorajsze pytania sprowadzają mnie do ponownego myślenia... czuję się, jakbym znowu był w Niemczech... te Jej SMSy mi to przypominają... i nie powiem - bolą. Właściwie to nie wiem skąd pomysł, żeby zadawać mi tego typu pytania... bolącego typu...
tak to jest. smutek, zazdrosc i inne nasaczone uczucia negatywna fala czlowieka moga zezrec. tym bardziej jak sie tego drugiego bardzo lubi lub kocha....
Dodaj komentarz