Bez tytułu
Ta... Byłem sobie w knajpie. Najpierw poszedłem do qmpla, miał problemy ze sprzętem. Pomogłem mu jak umiałem. Co prawda w plecy 2 godziny, ale coś tam zrobiłem. Kiedy przyszedłem do knajpy, moi ludzie już byli lekko wstawieni. Ofkoz wszyscy, wszyscy oprócz mnie. Nie odpowiada mi zabardzo, kiedy oni są nawaleni, a ja nie. Jakoś tak odstaje się od ogółu. Wiadomo o co chodzi.
Wyszliśmy dość wcześnie. W sumie obsługa sięburzyła nieźle, podobno wczesniej, przede mną był tam niezły syf, ludzie z kilku klas mojej szkoły, czyli ludu max, a jak na dole są ludzie to taki rozpierdol jest, że głowa boli. Na wstępie od razu koleś się do mnie przywalił, że po co niby na dół napieram... o chwili "rozmowy" zszedłem na pięterko. Obadałem co się dzieje. Ofkoz syf. Złożyłem jednej dziewczynie zaległe życzonka. Posiedziałem trochę w smugach dymu tytoniowego, popatrzyłem co się dzieje, zwątpiłem w jakąś normalną zabawę. Wszyscy najebani. Parę dziewczyn nie piło wcześniej. Tak czy inaczej wyszliśmy. Pogoda tak zjebana, że trudno o tym opowiedzieć. Nie dość, że padał jakiś cholernie twardy śniego-deszcz, to było zimno, ślisko, qrde wiało i śmierdziało. Qmple chcili chodzić po jakichś knajpach, mnie jakoś to nie bawiło. Po jakiejś pół godzinie się rozdzieliliśmy. Oni poszli do knapjy, ja do sklepu i na chatę.
Ofkoz Kochania nie było. Z tego co sie dowiedziałem, to pojechała gdzieś i dlatego nie mogła przyjść. Szkoda. Może ten wieczór nie byłby taki zwalony...?
Dodaj komentarz