Bez tytułu
Po całotygodniowym chłodzie, wiejącym od mojego Kochania niczym wiatry Arktyki, dowiedziałem się wreszcie o co chodziło... tak, bo jest grudzień;). Ale to jednak nie to było główną przyczyną, z tego co mój mózg mi podpowiada... To jednak nie jest aż takie ważne... a przynajmniej nie umieszczę tego tutaj. Fakt faktem, że było i minęło...
Coś odmiennego: w sobotę, po wspólnej zabawie i odwiedzeniu Leviatanu, kupieniu ulubionego browaru, powróceniu w ostateczności do domku, zagrzaliśmy z Kochaniem miejsce... co prawda Bejbe nie towarzyszyło mi w ciemnomorskiej wyprawie smaku Okocima Palonego, to jednak mając w jednej ręce ten browarek, a w drugiej moje Kochanie... ych, brak słów, żeby to opisać... Nie włączyliśmy nawet radia, nie grała żadna muzyczka... tylko ciemność, my i kula plazmowa rozsiewająca elektryczne błyski... polubiłem tą naszą wspólną ciszę, przerywaną czasem niesamowicie trywialnymi tematami, na któe wywodzimy się, jakby od tego świat miał zależeć... Bardzo miło...
Niedawno rozmawiałem z Kochaniem na temat wspólnego mieszkania... Na studiach już ofkoz. Całkiem wierzę, że to może nastąpić... wierzę w Kochanie, które powinno zdać pomyślnie egzaminy na AM. Dom także powinien udostępnić się do oczekiwanego przeze mnie stanu... więc i ja też postaram się dać z siebie wszystko i przenieść się na studyja dzienne...
Być może sny się spełniają...
Takie plany.. już dotyczą bardziej dojrzałgo związku.. hmm no i dobrze :) trzymam kciuki!
Dodaj komentarz