Bez tytułu
Poczułem więc dawno temu to, co można nazwać cierpieniem duszy... Ciało płakało...
Ale potem spotkałem człowieka, przy którym o tym zapomniałem. Wspaniałego. Z każdą chwilą docenianego coraz bardziej, choć o tym się nie mówi.. Milczy.
Cierpienie duszy zaczęło się odzywać. Nieczęsto. Sporadycznie.
Potem coraz częściej. Być może zasłużenie. Niekiedy nawet na pewno.
Ból jest dobry...
Dlaczego jednak te najbardziej przewidywalne rzeczy wzbudzają takie emocje...? Dlaczego zawsze, przeważnie, muszę mieć rację...
Strach... bo pogadajcie sobie o tym...
Ale to naprawdę nic... nie bój się...
Kłamie, a ja się boję.
Bo nie chcę, żeby przewidywane rzeczy się sprawdzały...
Bo stałbym się nieobliczalny, bo nie wiedziałbym co zrobić...
Bo w końcu nie chcę...? Bo nie jest tego warta? Bo chcę dla niej lepiej, nawet na takich błahych etapach codziennego życia...?
Bo zasługuje?
Nie lubię, kiedy fotel jest wygodniejszy...
WOlę, kiedy mogę się przytulić... to jednak ważne, mieć i wiedzieć, że się ma. I ciepło czuć. Zapach ciała. I wiedzieć.
Dlaczego jednak dusza się rozrywa, kiedy można poczuć to wszystko...?
Bo wstyd...? Bo nie tak miało być...? Bo przewidywalne stało się rzeczywistością, choć się tego nie chciało...?
Nie. Żadnych negatywnych emocji...
Może jestem przeważliwiony pod tym względem.. bardzo być może. I właśnie dlatego musze tamować łzy, kiedy tylko czuje zapach ciała... Choć nie zawsze one się pojawiają...
To telewizor... spać się chce...
W sumie to zawsze można oczy zamknąć i udać, że się odpoczywa...
I nikt nie widzi. Bo nie musi. Bo trzeba być silnym. Bo nie chcę płakać. Choć to naturalne. Czujesz - płaczesz. Czujesz - śmiejesz się.
I nienawidzę, kiedy mnie ściąga w dół.
Fatalizm.
Bo to się nie uda, bo tamto też. Bo nie może się udać.
Dzieciaki.
Bo czasy się zmieniają... Właśnie, zmieniają się, trzeba to wreszcie zauważyć...
I nawet jeśli to z góry jest skazane na przegraną, to spróbuję.
Na przekór wszystkiemu.
Bo warto...
a jak to się ma do odrębności duszy i ciała?
Dodaj komentarz