Bez tytułu
Zwyczajnie jak się poczyta niekiedy wiadomości na wp, jak się rzuci okiem na życie w polskich realiach, jak się pomyśli o tym, co człowieka najprawdopodobniej będzie czekać za kilka lat, chce się.
Ochota do nauki przchodzi sama. Aby tylko się wykształcić, podnieść swoje umiejętności, kwalifikacje. Żeby wreszcie móc stać się w pełni dorosłym, ukształtowanym, samodzielnym, zdolnym do podejmowania autonomicznych decyzji.
Żeby wyfrunąć spod skrzydeł opiekuńczego Universytetu, zdzierającego kasę, aż miło, łojącego studenta na każdym kroku, rzucającego w zamian kłody pod nogi.
Żeby wynieść z niego naukę, wiedzę, zdolności, które przydadzą się w dalszym życiu w naszym wspaniałym państwie.
Za każdym razem, kiedy dowiaduję się czegoś nowego o Polsce, wzrasta we mnie niesmak.
Kiedyś, gdy byłem młodszy, kiedy jeszcze pisałem maturę, nie widziałem tak tego. Życie polityczne osiągało wtedy swoje najgłębsze dno, rządy lewicy, ale nie widziałem tego. Nie wiem dlaczego, jakoś do mnie nie docierało...
A co teraz...?
Teraz, mam nadzieję, że nasze państwo prawa, oferujące bezpłatną naukę, pozwoli się jeszcze wykształcić w kierunku, który sobie obrałem; mam nadzieję, że nie dopierdolą 150% czesnego i nie zamkną drogi do ukończenia Univerq.
PotemPoczekam na Kochanie, które także będzie mądre i wykształcone, spakuję ją pod nieobecność, a jak przyjdzie do domu, powiem, że wylatujemy na wycieczkę na Wyspy Brytyjskie; wcisnę bilet w rękę, chwycę za drugą, z walizkami na taryfie pipierdolimy na Okęcie i wypad z tego popierdolonego do n-tej potęgi kraju.
Od razu jest chęć do nauki...
To chyba ze strachu o przyszłość tych, których się kocha...
Dodaj komentarz