Bez tytułu
Ferie się zaczynają... Nom, ciekawe dla kogo...? Dziś wstałem o nieprzyzwoicie , totalnie nieferiowej godzinie 7:30. No i co? Jak sięjest zaangażowanym w śmierdzące projekty, trzeba cierpieć. No i pocierpiałem. Niby nic - zeszło mi w sumie do 14 z kawałkiem. W sumie nieźle było, troszkę się popracowało. Ofkoz nie mogło zabraknąć Kochania. Jednak kiedy próbowałem wydobyć z Niej jakiś przejaw przeczytania moich wypocin, nie dostrzegłem totalnie nic. Trochę mnie to zdziwiło, może zmartwiło. Początkowo chciałem zapytać, miałem szczerą ochotę, jednak ta topniała, jak leżacy wszędzie śnieg, wraz z dojrzewaniem dnia. Kiedy już niemalże rozchodziliśmy się do domów, zaczęła się luźna rozmowa na zasadzie żartów, kto Ją odprowadzi do domu. Pomiędzy żartami, niewinnymi słowami wyszło, że ja to zrobię. W sumie nie spodziewałem się tego. Ale nie miałem też żadnych obiekcji. Poszedłem. Dopiero wtedy, kiedy odeszliśmy jakiś kawałek, wspomniała, że zaczęła to czytać, że jest w trakcie. Powiedziała, że jest zszokowana tym, że "tyle" napisałem (jakby to ilość się liczyła..), że powinienem zostać jakimś poetą. Odpwiedziałem, że zostałem dla Niej. Teraz... co z tego...? Otóż powiem szczerze, że spodziewałem się zgoła innej reakcji, może nie tego, żeby mi się rzuciła na szyję, czy coś w tym stylu, ale spodziewałem się czegoś innego. Może tego czegoś doczekam się jutro; też mam robotę, też z Nią (ofkoz wśród "tłumu" innych ludzi, których najlepiej dla mnie by tam nie było).
Tak czy inaczej, jutro znów do roboty, znów z jakąś nadzieją, znów z jakimś dziwnym uczuciem, które mnie uspokaja.
Dodaj komentarz