Bez tytułu
Spałem. Bylo już dość późno, około 12. Coś mi się śniło... Dobrze nie pamiętam co to było. Za bardzo się nawet tym nie przejmuję. Obudziłem się, wyrwałem ze snu; nie otwierałem oczu. Lubię sobie w takim momencie pomysleć, człowiek jest spokojny, nie martwi się o nic. Jest świadomość, że jest się samemu w domu, żadnych większych obowiązków nie ma, więc leży się dalej... Pod kołderką ciepło, miło, nie chce się wstawać...
Nachodzi człowieka niekiedy taki ciekawy stan. Jakby się spało, jednak ma się niejako świadomość tego, że to nie sen, żę się już obudziło. Nachodzą wtedy człowieka różne myśli. Stają się realistyczne, jakby się było tam, gdzieś tam, o czym się własnie pomyślało. Pomyślałem o Niej. Wyszło samo z siebie. Może nie samo z siebie, dawno w sumie jużo Niej w "taki" sposób nie myślałem. To te gadki na forum katolickim. Za dużo wacałem myślą do Niej. Teraz Ona przyszła do mnie. Widziałem Ją, siebie, nas razem. Byliśmy na jakimś zielonym wzgórzu, lato, ciepło, latają motyle, lazurowe niebo, pojedyncze chmury leniwie po nim ciągną; leżymy wśród zielonej trawy, wśród letnich zapachów, patrzymy w niebo. Znowu patrze na Nią. Patrzę mimowolnie, wtedy i teraz. Chciałbym kiedyś czegoś takiego doświadczyć.
Wiem teraz, że cieżko będzie mi o Niej zapomnieć. Odznaczyła się w przeszłości znyt wielkim znakiem, bym teraz mógł od tak zapomnieć. Zastanawiam się, czy kiedyś zapomnę...?
Na forum jedna osoba zapytała mnie, czy liczę jeszcze an miłość w swoim życiu, i na zapomnienie o Monice, Odpowiedziałem, że aktualnie nie widzę dla siebei takiej możliwości, ni zakochania się, ni zapomnienia. Jednak jeżeli miałbym spotkać takąosobę, musiałaby być naprawdę niezwykła. Jak dziecko - jeżeli chce się zapomnieć o jednej zabawce, trzeba dać lepszą zabawkę. Tak samo ja muszę spotkać lepszą dziewczynę. Może wystarczy znaleźć kogoś podobnego, z jedną, istotną różnicą - ten ktoś mnie pokocha. Nie będe mu obojętny, nie będę kolega, przyjacielem. Przyjaźń, która staje się ochłapem w grze o miłość, przyjaźń, która staje się znienawidzoną odmową na coś, na co się miało ochotę. Na bycie razem. Jasne, przyjaźń jest piękną rzeczą. Ale będąc bliskim przyjacielem, facet przynajmniej, nie może zapomnieć o uczuciu, które jest w nim. To nic, że kobieta powie: "nie". Będąc "przyjacielem" przebywa się z tą drugą osobą, rozmawia, poznaje, a w zauroczonym człowieku kwitnie nadzieja, nadzieja, która potem boli, i choć boli bardzo nie daje możliwości odwrotu. Teraz to wiem; jeżeli miłość wzrośnie za bardzo, człowiek się staje jej niewolnikiem.
Bardzo delikatna granica, bardzo subtelna różnica... Mądrości potrzeba, aby się poznać na różnorodności odcieni uczuć, jeszcze większej, żeby je opanować.
Dodaj komentarz