Bez tytułu
Otóż prawda jest taka, że nie wiem, co chciałbym robić. Właściwie nie chcę się podporządkować temu wszystkiemu, jakby to można popularnie nazwać - systemowi. Mdli mnie, jak myślę o moim życiu w kategoriach początkowej nauki, zarobku, zakładania rodziny. Między tym wszystkim jest szukanie szczęścia, którego osiągnąć po prostu nie można w tym całym syfie. Jeżeli juz je zdobywamy, to tak boimy się je stracić, że przyprawia nas to o wrzody. Koćzy się jednak na tym, że nie ma szczęścia, jest frustracja.
Nie widzę siebie w tym wszystkim. Niewiem, czy naoglądałem się telewizji, czy jestem po prostu pod tym względem wypaczony, ale czuję, że nei spełnię się w tej roli. Nie chcę zapierdalać jak wół do 65 roku życia, żeby potem dostawać marną emeryturę, która zresztąi tak nei będzie potrzebna, bo i tak do grobu się położę. Poza tym widzę to, czego nie widać i wydaje mi się, że poza tym popularnie zwanym "spełnieniem", pod którym kryje się dobry start, szkoła, nauka, dobrze płatna praca, założenie rodziny, itd., jest jeszcze coś. Coś, czego nie osiąga się pracą dla szefa, płaceniem podatków... Chcę to poznać. I napewno nie w Polsce. Chcę się stąd wyrwać. Nie do kosmopolitycznych, dobrze rozwinięych państw, chełpiących się swoim potencjałem gospodarczym. Na pierwszy rzut oka to głupie, nawet mi się to takie wydaje, kiedy o tym myślę, ale taką prawdę chyba znalazłbym gdzieś w Azji. Chciałbym dostać się do jakiegoś klasztoru, zamieszkać z mnichami, poznać ich życie, ich prawdę, ich filozofię. Nawet mi sięto wydaje nieziszczalne. Ale coś mi mówi, że tak powinno być. Chciałbym po prostu zamieszkać z takimi ludźmi, oderwać się od całej cywilizacji, nauczyć się czegoś od nich.
Każdy mówi o stawaniu się mężczyzną. Zalicz panienkę... posiadaj kasę... Co to wszystko jest? Jak na mnie totalne nic. Chcę stać się mężczyzną, nie w taki sposób. Chcę dojrzeć w życiu jakąś prawdę, chcę dojrzeć sens. Tutaj tego nei zrobię. Poza tym moja młodość dodatkowo rozgrzewa mi krew w żyłach, pcha gdzieś w nieznane. A nieznane to to jest, tak jak wielkie ryzyko. Z tego, co wiem, gdybym pojechałdo takiego Tybetu, musiałbym jechać około tygodnia samym pociągiem do Mongolii, stamtąd dopiero do Tybetu. W nieznane, wśród nieznanych ludzi. W nieznaną kulturę, w nieznany język. Z chęcią. Tylko z tym.
Tak, to wydaje się szaleństwem, dodatkowo dla wzykłego czytelnika. Jednak to nie jest mój świerzutki pomysł, myślałem już o tym jakiś czas. Jednak nawet teraz nie jestem przekonany. Rozważam wszystkie "za", wszystkie "przeciw"... Hehe... rozważam... 18 lat, człowiek decyduje o sobie. Dobrze, że pod tym względem mam matkę w porządku. Rozmawiałem z nią dziś o tym... Początkowo traktowałą to jak żart... potem powiedziałem jej co i jak, ogólnie o wszystkim, że nie chcę tak żyć, jak wszyscy, że chcę sięwyrwać i to nie do miasta, żeby rzucić się w wir systemu, ale dokładnie w innym kierunku. Coś mnie ciągnie...
Zastanawiam się, czy mi "przejdzie"...?
Dodaj komentarz