Bez tytułu
Wieczorne SMSy, po raz kolejny zresztą... Po raz kolejny w całym tym ciągu nieprzychylnych dla mnie wydarzeń.
Moniki nie było w szkole. Co prawda "nic" do niej nie mam, staram się tak przynajmniej robić, ale niekiedy nic z tego. Zdziwiłem się, że jej nie było. SMS... jeden, drugi, trzeci... Zapytałem, czemu jej nie było... odpowiedziała, że sama nie wie co z nią. Po kolejnych pytaniach doszedłem, że źle się czuje, bardziej psychicznie niż fizycznie. Napisałem, że pomimo tego, co "było" między nami, zawsze może liczyć na moje wsparcie, na rozmowę... Odpowiedziała, że nawet nie wiem, ile to dla niej znaczy.
Ta... Ona chyba też nie wie ile to dla mnie znaczy i ile kosztuje. Jednak nie potrafię jej odmówić, ba, nie potrafię nie zaoferować jej pomocy, kiedy widzę, że tego potrzebuje.
Początkowo, kiedy napisałem jej, ze pomogę, jeśli tego będzie potrzebowała, pomyślałem, że to dobry sposób na zawiązanie między nami jakiejś nici porozumienia, zerwanej jakoby jakiś czas temu. Potem jednak, z biegiem kolejnych chwil, kolejnych minut, godzin, coraz bardziej nastawiałem się na to, że coś z tego wyjdzie, rozkwitnie na nowo. Może we mnie...
Kiedy siedzieliśmy na W-f w szatni, zapytałem, czy chce porozmawiać. Odpowiedziała po chwili namysłu, że nie...
Siedząc na polaku, zacząłem się zastanawiać co może być powodem takiego "doła" u niej. Nigdy wcześniej nei widziałem w niej takiego smutku, jakby wypływającego, ukazującego się zewsząd, wpływającego na mnie dość negatywnie. Źle się czułem, kiedy widziałem, jak zatopiła twarz w dłoniach i siedziała kilkanaście minut, podczas gdy baba czytała jakieś syfiaste opowiadanie. Znikł z niej gdzieś ten jej żywy duch. Staął się taka smutna, jakby nieszczęśliwa.
Potem pomyślałem... Może nie - po prostu naszła mnie znikąd taka myśl, że to może być ten chłopak, do którego ostatno tak się "przytulała", ten z klasy. Potem jednak naszły na to inne niepewności i koniec końców porzuciłem tą myśl. Postaram się nic sobie z tego nei obić, z takich pojedynczych, mimowolnych refleksji, napływających totalnie znikąd. Jeżeli będzie chciała mi coś powiedzieć, powie to. Jeżeli będzie chciała się mi zwierzyć, zrobi to. Jeżeli coś ma się zmienić, stanie się to. Nei będę w to zabardzo ingerować. Jednak widzę, że nie uwolnię się od niej. Napewno nie w przeciągu liceum...
Zacząłem wczoraj, po ostatnim formacie, wypierdalającym mi z dysku kompletnie wszystko, pisać kolejną książkę. Porzuciłem te wszystkie wymyślone, fantastyczne historie, w których nic nie trzyma się kupy, a skupilem się na tym, co mi gra w duszy. Jak teraz widzę, będzie to pewnie treść "kobieca"... Jakąś część tego już mam, możę kiedyś tu kawałek umieszczę, choć nie wiem... zastanowię się... Sporo tam osobistych dygresji, jednak nic nie znaczących dla przeciętniaka, który mnie nie zna...
Dodaj komentarz