Bez tytułu
Oglądaliście film "Frangenstein" (czy jakoś tak to sie pisze;) )? No, każdy oglądał. Tak mi się przypomniał. Ten motyw, że facet oszukuje odwieczne prawo śmierci i wymierza jej cios za pomocą nauki. Niby szalone, ale nie każdy pamięta, że pobudki tego kolesia były czysto ludzkie i bardzo... dobre..? Chciał oszukać śmierć, bo umarł mu ktoś bliski, chyba matka. Jakby chciał odmienić los, jakby chciał znów ją kochać.
I wszystko było ładnie. Podłączył pozszywane zwłoki pod prąd i puf! Jest, "it`s alive!".
Czuję się identycznie. Jakby ktoś podłaczył moje serce i tłoczył w nie, jednak nie życie, a uczucie. Jakbym sam je tam chciał ponownie rozniecić, jakbym próbował odzyskać coś, co odeszło. I wiecie co? Połowicznie mi się to udaje, jednak czas rozkłada to serce, to uczucie. I nawet ta dziwna reanimacja, ta próba wskrzeszenia nie powodzi się już tak dobrze. Chyba powoli zapominam. Ale to wskrzeszanie.. ten potworek wskrzeszony przez P. Frangensteina nie był taki, jaki miał pierwotnie być. Mam nadzieję, że ze mnie też nie zrobi się taki "potworek".
Dodaj komentarz