Bez tytułu
Lekcja nienawiści. Wczoraj pierwsza.
Taka głupota. Zwyczajne przekomarzanie się. Zobaczyłem w oczach Moniki coś, co mi uzmysłowiło, jaki jestem tu mały, jak jestem mały dla niej. Zauważyłem, że... qrwa, że po prostu się tu nie liczę. Roztargnienie. Nienawiść. Basia (ta przyjaciółka) mówiła coś o jej kontrolowaniu... O panowaniu nad nienawiścią. Teraz po prostu nie potrafię. Siedziałem wczoraj, coś do mnie powiedziała. Zobaczyłem, jakby mi mówiła, żebym spisprzał, czego w ogóle chcę..? Jakby nie była mi nic winna. Może nie jest. Usłyszałem kiedyś to jej "przepraszam". I już. Rzeczywiście, mówila coś, że wydaje jej się, iż "miłość" jest zarezerwowana dla starszych, dla "dorosłych". Miała rację, w jej przypadku tak jest. Może dlatego powinienem być bardziej wyrozumiały, bo ona po prostu nie dorosła do tego uczucia? Tylko, czy ja dojrzałem...?
Tak czy inaczej czuję do niej coś innego. Miłość...? Była. Chciałbym, żeby była nadal. Nie ma. Jest nienawiść, nie... może nie nienawiść. To dość duże słowo. To raczej złość. Złość, że musiałem czekać tyle czasu, żeby dojrzeć, że ona ma mnie po prostu w dupie. I tyle. Wyłożyłem jej wszystko, co czułem... Gdyby przez chwilę czuła to, co ja czuję... ekhm.. czułem. Teraz moja złość siedzi. Czeka, jakby na atak, na możliwość ataku. Żeby się tylko przeobrazić w bardziej doskonałą formę. Bardziej pełną, silniejszą. I w ten sposób powoli się poję tym uczuciem.
Zauważam, jak siędo mnie odnosi. Aż mnie to ściska. Heh... praktcznie się nie odnosi, po prostu, jak się zachowuje. W tym tumulcie udawano-realnego szczęścia i zawieruchy znajomych, jestem jednym z wiela. Zwykłym szaraczkiem. I to mi daje powód do złości.
Możliwe, że naginam rzeczywistość do granic możliwości. Nie wiem. Choć to prawdopodobne. Ale to chyba jeden normalny sposób, by w jakiś sposób żyć. Aby egzystować z miłością pogrzebaną w nienawiści, aby patrzeć na to z dystansu, aby spojrzeć na wszystko innymi oczami, może oczami innej osoby?
Dodaj komentarz