Eagle on snow
No to uświęciłem, razem z Koleżanką.. poszliśmy razem na spacer cieszyć się pieknem świata boskiego, obrazem jego doskonałości na ziemi...
Mazury wyglądają iście pięknieo tej porze roku... Jakiej porze roku? Tej, kiedy spada taka ilość śniegu. To nie jest normalna rzecz.. oczywiście śnieg to nie jakieś objawienie, ale niekiedy pada w bardzo szczególny sposób... osadza się na niektórych rzeczach... na pieniach drzew... na znakach drogowych... zasypuje odważnie grubymi warstwami białego puchu samochody... toruje przejście z domu do sklepu...
Najładniej wyglądają chyba lasy o tej porze roku, w takim dniu... sypiący śnieg, jak kiście fantazyjnych owoców, obwiesza czarno-nagie, zmrożone gałęzie, przydając im fantazyjnej urody, którą nieczęsto się widuje... wszędzie, gdzie okiem sięgnąć widzi się biel... bezkresną biel stykającą się z pobrudzonymi, szaro-brunatnymi chmurami, zlewającymi się na widnokręgu z drzewami... niebo, ziemia i natura... stykające się w splecionym tańcu.
Przyjemna wydaje się cisza... Idąc, słyszy się tylko w oddali pojedyncze odgłosy cywilizacyjnych silników... w miarę odchodzenia od miasta, jest tego coraz mniej... mniej... mniej... aż wreszcie zauważasz, że jesteś na prawie że totalnym odludziu... nie - jest tu cywilizacja... jakieś domki... jakieś kurorty... opuszczone, ciche, bezgłośne... nie ma nawet spacerowiczów... tylko nasza dwójka... rozmowa, cisza i my.
Są tego i złe strony - niekiedy po prostu trzeba iść gęsiego. Albo wracać do domu w przemoczonych rzeczach. Choć z drugiej strony nie mogłem się oprzeć i nie paść na plecy na nieskażonym jeszcze nikim śniegu i nie wykręcić orzełka...:) Ładny wyszedł nawet... Koleżanka nie była dłużna.. tyle, że jej wyszedł aniołek.
Myślałem, że spędzimy dzisiejszego dnia ze sobą więcej czasu... wyszliśmy około 14:30. Wróciliśmy na miejsce, do cywilizacji, ludzi, samochodów, świateł, betonowej dżungli, mroku, kłutego latarniami około 17, jak dobrze pamiętam. Ale na tym się skończyło... chciałem ją zaprosić do siebie, odmówiła. Nalegałem, odmówiła.
Zapytałem, czy jutro się widzimy... może nawet to nie było pytanie, raczej chęć usłyszenia potwierdzenia wypowiedzianego przed chwilą stwierdzenia... usłyszałem to potwierdzenie... Ale usłyszałem, że spotykamy się u niej... w pewnym sensie zrozumiałem jej stanowisko... Trudno, zaraz już jutro, więc nie ma się czym przejmować...
Dodaj komentarz