Entliczek pentliczek...
A początek jest taki, że siedzę i rozgniatam pływające na powierzchni kubka niezmielone drobinki kawy, żeby utonęły wreszcie i poszły na dno za przykładem swoich mniejszych kuzynek... Oporne są... ale nie lubię, jak kawa jest niedokladnie zmielona, więc muszę wygrać tą kawową batalię...
A więc początek był w piątek...
Przyjechało Kochanie... wyszedłem, jak zawsze, po Nią na przystanek. I razem do domku. Akurat teście gdzieś wybywali, więc znalazłem się u Ptysia dość szybko... choć było miło, to pamiętam z tamtego wieczoru, który potem swoim miejscem przeniósł się do mnie, że Kochanie odmówiło mi zabawy Jej ciałkiem. Tak, tak, nie podobało mi się to, a co...? Wyszło na to, że nic nie było...
Jeśli chodzi o sobotę, to miałem co do Niej mój niecny plan. Chciałem wreszcie BYĆ z moim Kochaniem, i chciałem, żeby Ona też ze mną była... ale plan musiał już na początku przesunąć się o godzinę, gdyż Kochanie było w mieście... kiedy wpadło do mnie, po jakimś czasie znowu dostałem zakaz nawet zbliżania się do tych miejsc. Całe to dwurazowe nieporozumienie zakończyła rozmowa na temat powodu Jej zachowania. Dopsh, że z Niej to wyciągnąłem. Okazało się, że Kochanie bało się, dokładnie tego, czego setki, tysiące i miliony innych dziewczyn. Uspokoiłem Ją jak tylko mogłem, powiedziałem jak to sobie wyobrażam, że poza tym nie musimy nic robić, jeśli na to nie ma ochoty... I rzeczywiście się uspokoiła... na tyle, że koniec porannego spotkania był zwieńczony czymś w rodzaju kłótni. Zwyczajnie wyszła, bez żadnego słowa, bez najlichwiejszego cześć...
Jak się potem dowiedziałem nie wyszło Jej to na dobre. Po powrocie do domu, teściowa zauważyła, że coś jest nie tak z moim Ptyśkiem. Po krótkim dopytywaniu się, bezowocnym z tego co wiem, teściowa zaproponowała Kochaniu lody - jak tysiącom i milionom dziewczyna in de juesej. A więc kłótnia skończyła się na lodach... krótko jednak Kochanie się pocieszyło, a to dlatego, że okazało się, że Jej dieta nie przyjmuje do wiadomości jednego ze składników tych akurat lodów. Kosmki jelitowe zbuntowały się na tyle, że Kochanie musiało kilkakrotnie wymiotować... najwyraźniej bozia ją i tak pokarała;)
Ja w tym czasie byłem na Wielkim Gotowaniu. Zaangażowanie w pewnego rodzaju projekt wymagało od nas, abyśmy przyrządzili delikatną potrawkę dla ok. 100 osób. Okazało się jednak, że za wiele do roboty tam nie było... skoro była nas tam zgraja prawie 10 osób, wszyscy dorwali się do pracy i po kilku godzinach, chyba niecałyh dwóch nie było co robić... czyli zostało nam dość dużo czasu. A że był tam jeden mój dobry ziom, zaproponowałem mu wypad na browarze... choć miałem w pamięci słowa Kohania, że jak będę pijany na koncercie to Ona od razu wychodzi...
Jednak kiedy się otworzyło tego browarka, tego prawdziwego browarka, bodajże Leszka, po kilkumiesięcznym okresie abstynencji... normalnie nie da się tego opisać. Potem widzieliśmy jeszcze Żubra, a na koniec obadaliśmy różne Strong rzeczy... i na tym się skończyło... Wróciliśmy na koncert, bo zaczynała już dochodzić ustalona godzinka.
Koncert ogólnie okazał się jak dla mnie chałą. Zwaliła się straszna chamota, poza tym potrawa, którą serwowaliśmy smakowała... oryginalnie, że tak powiem, w ten sposób chyba nikogo nie skrzywdzę.
Spotkanie na koncercie jednak nie spotkało się z nagłym, kochaniowym wyjściem. Posiedzieliśmy tam jakiś czas, obadaliśmy, że ostry syf, więc się po jakimś czasie zmyliśmy.
Trafiliśmy do mnie. I co będę dużo mówić... mój plan z rana, częściowo niespodziewanie zrealizował się właśnie wtedy... odebraliśmy sobie z Kochaniem to, co dziecięce i razem weszliśmy na nową drogę, bardziej odpowiedzialną. Szczerze mówiąc, nie było to aż takie niesamowite, nie spadły gwiazdy, niebo nie rozbłysło, morza się nie rozstąpiły... ale wiem, że dla Niej było to bardzo ważne, po wszystkim zapewniała mnie, że właśnie tak to powinno być... mam nadzieję, że nie są to tylko słowa, bo w całym zajściu mało obchodzi mnie moja osoba, chciałbym zwyczajnie, żeby Ona mogła to zapamiętać tak, jakby chciała... W szczegóły nie będę się wdawać, pozostawię je sobie i Jej.
A teraz nieco rzeczy aktualnej. Po kilkunasto(dziesięcio)minutowym pisaniu notki przychodzi czas na teraźniejszość.
A ta objawia się faktem, że jutro mój pierwszy matura exam z polaka wewnętrzengo. Wczoraj skończyłem pisać pracę (którą zamieszczę poniżej), jednak nie mam pojęcia po co ją smarowałem. Tzn. zrobiłęm ją na kompie, wyszło mi 4,5 strony textu 10tką... znajomy mówił, że wyszło mu 2 strony 12tką i mówił to przez jakieś 12 minut... więc ja zwyczajnie wyłowię po kilka głównych myśli z akapitu, nauczę się tego, a resztę dopowiem sam... stres i zawodząca pamięć w sytuacjach nerwowych sprawi, że text dziwnie się skurczy, a objętość zmniejszy się, mam nadzieję, do pożądanej ilości. Tak więc muszę to przećwiczyć jeszcze, sprawdzić, czy moj sposób mnie nie zawiedzie...
Tymczasem, wiaro, skoro dotarłaś aż tutaj, to już sukces, jeśli masz ochotę, przeczyaj sobie i to, co poniżej...
Matura exam 2005, język polski wewnętrzny
Świat obozów koncentracyjnych i sowieckich łagrów. Przedstaw różne ujęcia tematu w literaturze polskiej i obcej.
Literatura Podmiotu:
1. Z. Nałkowska: Medaliony, Warszawa 1970;
2. T. Borowski: Wspomnienia, Wiersze, Opowiadania, Warszawa 1981;
3. G. Herling-Grudziński: Inny świat, Kraków 2000;
4. A. Sołżenicyn: Jeden dzień Iwana Denisowicza, Warszawa 1989;
Literatura Przedmiotu:
1. A. Marzec: Przewodnik po lekturach nr 47, Warszawa 1991;
2. H. Markiewicz: Szkolny słownik motywów literackich, Warszawa 2004;
Ramowy plan wypowiedzi:
I. Wstęp: sposoby osadzania przez nazistów ludzi w obozach koncentracyjnych.
II. Rozwinięcie: opis realiów panujących w niemieckich obozach koncentracyjnych i radzieckich łagrach.
1. Nazistowskie obozy koncentracyjne
a) Obóz to państwo w państwie z odmiennymi zasadami
b) Człowiek jako tania siła robocza
c) Masowe mordy jako przejaw upadku moralności i sposobu poprawy stanu gospodarki.
2. Radzieckie łagry
a) Odmienność sowieckich łagrów od nazistowskich obozów koncentracyjnych
b) Rzeczywistość człowieka osadzonego w łagrze.
c) Realia osoby, która przeżyła łagier.
III. Wnioski: wielorakie różnice i podobieństwa pomiędzy łagrami i obozami koncentracyjnymi.
Materiały Pomocnicze:
1. Film multimedialny przedstawiający martyrologię Żydów w nazistowskich obozach koncentracyjnych własnego autorstwa (płyta CD)
Wstęp: sposoby osadzania przez nazistów ludzi w obozach koncentracyjnych.
(nawiązanie do prezentacji multimedialnej)
Takie właśnie realia są nam pokazywane w różnorodnej literaturze przedstawiającej rzeczywistość obozów koncentracyjnych. Najpierw jednak, aby móc o tym opowiedzieć, czy napisać trzeba było to przeżyć. A nie było innego sposobu, aby to uczynić, niż dostać się samemu do obozu. Nie, żeby ktokolwiek tego chciał. Jednak zdarzało się to dość często.
Podczas niemieckiej okupacji, naziści często urządzali w większych miastach, tzw. łapanki, czyli masowe wywózki ludności do obozów koncentracyjnych. Opowiadał o tym już Borowski w swoim 'Pożegnaniu z Marią', kiedy to Tadek, widzący samochód z wywożonymi ludźmi, dostrzegł wśród ludzi swoją ukochaną. Do tego, żeby być wywiezionym nie trzeba było specjalnego powodu, okupant robił co chciał.
Niekiedy dochodziło nawet ze strony nazistów do stosowania wyrafinowanych podstępów, aby zwabić ludzi w pułapkę i wywieźć ich do obozów. Oferowano im, np. pracę w innym mieście, zalecano wziąć tylko kosztowności, gdyż wszystkie inne rzeczy pracujący będą mieli zapewnione, wygłodzonym dawano na drogę bochenki chleba i w ten sposób zapełniano kolejne wagony... ich przeznaczeniem jednak nie były utopijne miejsca pracy, ale obozy...
Również różnego rodzaju sprzeciwy wobec władz karane były wywózkami do obozów. Ujawniona konspiracyjna działalność, nadużycia gospodarcze, nieodpowiednie zachowanie się względem niemieckich żołnierzy (zmuszanie ludności żydowskiej do schodzenia z chodników, kiedy naprzeciw szedł niemiecki oficer)... wszystkie te drogi prowadziły do jednego celu - obozu.
Transport ludności do obozów stawał się przedsmakiem horroru, jaki czekał tych, którzy przeżyją, w obozie. Bardzo dobrze opisuje to Nałkowska w swoich 'Medalionach', a dokładniej w opowiadaniu, pt. 'Dno'. Jego bohaterka opisuje, jak Niemcy wieźli kobiety do obozu w bydlęcych wagonach, często upychając je tak, że nie można było się ruszyć. Na drogę dawano im bochenek chleba, jednak siedmiodniowa jazda bez wody i przystanku sprawiała, że koniec podróży był makabryczny - niektóre kobiety udusiły się podczas podróży, inne, popadając w szaleństwo, rzucały się na współtowarzyszki, wszystkie natomiast, załatwiając swoje potrzeby fizjologiczne na stojąco, unurzane były w ekskrementach. Żołnierz, który otworzył drzwi wagonu zwyczajnie się przeraził tego, co zobaczył.
Kiedy jednak transport docierał na miejsce, zaczynało się prawdziwe piekło przybyłych. Obóz był w rzeczy samej miejscem odizolowanym od tego, co działo się na zewnątrz. Za wysokimi murami i drutami kolczastymi rozgywały się tragedie tysięcy i milionów ludzi za ogólnym przyzwoleniem narodu niemieckiego.
a) Obóz to "państwo w państwie" z odmiennymi zasadami
Władzę w obozie sprawowały nazistowskie organa. Nie liczyły się z ludźmi jako odczuwającymi coś jednostkami; obchodzono się z nimi jak z zabawkami, bądź jak z narzędziami. Już po przyjeździe dobrze zorganizowana administracja odbierała nowoprzybyłym wszystkie kosztowności i dokonywala się selekcja - zdrowi i silni mogli pracować; słabych, starszych i dzieci najczęściej spotykała śmierć. Ludzie musieli jednak pracować za głodowe racje żywnościowe często kilkanaście godzin na dobę. Warunki, jakie panowały w lagrach doprowadzały do tego, że nawet najsilniejsi zawodzili, przez co byli bici, dodatkowo poniżani, zamykani w izolatkach. Niewypełnienie ustalonych norm wiązało się z surowymi karami ze śmiercią włącznie. Nagminnie dochodziło również do męczenia więźniów. Naziści wystosowali niezwykłe formy znęcania się nad człowiekiem. Do norm zaliczano deptanie ciała podkutymi butami, chłostę, zmuszanie więźniów do stania w bezruchu przez całą noc, wieszanie za ręce na drągu, czy picie wody aż do uduszenia.
Odgórnym prawem panującym nad wszystkimi ludźmi w obozie było zaspokojenie podstawowych potrzeb fizjologicznych. Manią był głód, który towarzyszył więźniom zawsze i wszędzie. Prawdziwy głód był wtedy, pisał Borowski, kiedy jeden człowiek patrzy na drugiego jako na obiekt do zjedzenia. Dlatego też pożywienie stało się głównym materiałem, którym się handlowało. Trzeba było również samemu zatroszczyć się o ubranie, czy wystarczającą ilość snu. Kiedy zaspokoiło się te podstawowe rzeczy, do rangi najwyższego szczęścia urastało zaspokojenie potrzeb sexualnych. Pisze o tym Tadek w 'U nas w Auchwitz' w liście do swojej ukochanej, mówiąc, że cały obóz lgnie do kobiet, cały obóz ich chce, wywoływana jest mania kobiet. Zaspokojenie jednak głodu i innych potrzeb nie było rzeczą tak łatwą.
b) Człowiek jako tania siła robocza
Zwyczajny więzień starał się tylko aby jego praca nie spowodowała żadnych uchyleń u kapo, czyli więźnia z większymi niż inni uprawieniami, którego zadaniem było kontrolowanie podległych mu osób, zarówno w zachowaniu jak i wypełnianiu swoich obowiązków. Był za nich odpowiedzialny, jednak to dawało mu lepsze warunki bytowania. Kolejnym celem lagrownika było zaspokojenie, przynajmniej częściowe, palącego, towarzyszącego zawsze głodu. Sen był tylko krótkim i niespokojnym wytchnieniem przed następnym dniem.
Jeżeli uśmiechnęło się do kogoś szczęście, mógł dostać bardziej odpowiedzialną pracę, a co za tym idzie, bardziej opłacalną, jeśli chodzi o korzyści z niej płynące. Dość szeroko pisze o tym Borowski w swoich opowiadaniach. Tadek, ich bohater, ma szansę popracować jako vorarbeiter przy rozładunku nowoprzybyłych transportów do obozu. Daje mu to możliwość ukradnięcia części dostarczonych towarów, przeważnie pożywienia. Również idąc na kurs sanitarny i pracując we flegerni, Tadek dostaje wiele przywilejów: nie musi uczestniczyć w apelach, nie przydziela mu się pracy, nie musi chodzić po obozie w pasiakach, jest czysty, ogolony, wyróżnia się spośród całego tłumu ludzi.
Jednak nie było w obozie ludzi niezastąpionych, przez co każdy mógł zostać ukarany.
c) Masowe mordy jako przejaw upadku moralności i sposobu poprawy stanu gospodarki.
Borowski pisał o nazistowskich obozach koncentracyjnych jako dobrze zorganizowanych fabrykach śmierci. Jeśli w danym transporcie było dużo ludzi słabych, odsyłano ich do komór gazowych, bądź do krematoriów. Jak to pisał Borowski, Auschwitz to fabryka, mogąca dziennie zamordować 50 tys. ludzi.
Sam proces mordowania ludzi był bardzo dobrze przemyślany i ciągle udoskonalany. Używano do tego celu najróżniejszych metod - od gazu - cyklonu B, po przez zaczadzenie spalinami z rur wydechowych samochodów, aż do holocaustu, to jest - całopalenia. Niekiedy naziści nie musieli nawet starać się zabijać więźniów - wykańczały ich warunki panujące w obozie. Głód i zmęczenie wypaczały ludzi do tego stopnia, że nie mogli wytrzymać panujących reguł, przez co byli zabijani albo przez współwięźniów, albo przez strażników.
Masowe mordy nie były tylko polityczno-społecznym wymysłem Hitlera. Co prawda zalecał on eksterminację biologiczną rasy żydowskiej, jednak dawało to także inne, wymierne profity.
Na ludziach osadzonych w obozie można było bezkarnie prowadzić eksperymenty biologiczne, co często prowadzone było na kobietach. Sprawdzano działanie różnych środków chemicznych, gazów czy leków. Szokujące jest jednak to, o czym mówi przesłuchiwany młodzieniec w opowiadaniu Nałkowskiej 'Profesor Spanner'. Podczas przesłuchania opowiada on beznamiętnie o procesie tworzenia z ludzkiego ciała, będącego tylko tworzywem, mydła. Człowiek mówi o tym jak o normalnej rzeczy... współpracownicy Spannera dodają, że takie próby rzeczywiście mogły być prowadzone ze względu na zły stan nazistowskiej gospodarki. Produkowano więc z ludzkiego tłuszczu mydło, ze spalonyh kości robiono nawóz, włosy przeznaczano na produkcję materacy, skórę natomiast preparowano i używano jej w przemyśle.
Tak w skrócie przedstawia się świat obozowy opisany przez Nałkowską i Borowskiego.
a) Odmienność sowieckich łagrów od nazistowskich obozów koncentracyjnych
Inaczej nieco przedsawiała się sytuacja w obozach w wydaniu radzieckim. W nich to Stalin eksploatował ludzi ekonomicznie na niewyobrażalną skalę. Tak jak w Niemczech obozy dzieliły się na obozy pracy przymusowej, gdzie wykańczano pracą człowieka, a tylko co silniejsi mogli je przeżyć, tak w obozach zagłady zwyczajnie mordowało się tysiące osób jednego dnia. Stalin tworząc rozbudowaną sieć obozów pracy stowrzył podwaliny pod tworzenie socjalizmu w radzieckiej Rosji.
Ciekawym rozwiazaniem stalinowskich władz było założenie, że nie ma ludzi niewinnych. Oznaczało to, że każdy człowiek mógł zostać skazany na pracę w łagrze. Dostawano się tam za jakiekolwiek uchylenia, bądź mniej lub bardziej, wymyślne formy możliwości nadużycia obywatelskich praw. Dobrym przykładem może być np. Kostylew z książki Gustawa Herlinga-Grudzińskiego 'Inny Świat', który choć był niemalże wzorowym komunistą, został osadzony w obozie za czytanie utworów o podejrzanej tematyce, m.in. literatury zachodniej. Innym wariantem ukazującym niesprawiedliwość systemu radzieckiego może być osadzenie samego wspomnianego wcześniej autora, tylko i wyłącznie za to, że jego nazwizko przypomina w wydźwięku nazwisko niemieckiego oficera Geringa. Zakończyć to można przykładem Szuchowa z 'Jednego Dnia Iwana Denisowicza' autorstwa Sołżenicyna, który chciał przedostać się z niewoli niemieckiej do ZSRR, jednak został osądzony o szpiegostwo.
Człowiek o coś oskarżony trafiał przed specjalny sąd, który nie rozpatrywał jego sprawy, a podczas niekiedy bardzo mozolnego i długiego śledztwa, trwającego czasem latami, udowadniał winę oskarżonemu. Stosując proste tortury, jak nie pozwalanie załatwiania potrzeb fizjologicznych przez okres dziesięciogodzinnego przesłuchania, czy zakaz snu, doprowadzano do momentu, kiedy oskarżony przyznawał się z własnej winy, a nawet wierzył we wszystko to, co zostało mu wmówione. Osoba taka dostawała wyrok, początkowo 10 lat, potem każdy dostawał 20, bądź 25 lat.
W ten sposób dostawano się do łagpunktów, czyli do obozów, które były miejscami dalszego przewozu więźniów do odpowiednich łagrów. Z nich, po pewnym czasie, przewożono więźniów do ostatecznego punktu ich krótkiej podróży.
b) Rzeczywistość człowieka osadzonego w łagrze.
Realia ludzi osadzonych w łagrze przypominają po części te z obozów koncentracyjnych wydania nazistowskiego. W ZSRR jednak nastawiano się bardziej na eksploatację ekonomiczną człowieka. Ważne było to, co potrafi zrobić siłą swoich mięśni, bądź czy przyda się jego wiedza techniczna, która posłużyłaby w konstruowaniu radzieckiego socjalizmu. Ludzie nie byli narażeni na śmierć tak często jak w obozach koncentracyjnych, nie musieli bać się gazu i krematoriów. Ich zadaniem była tylko praca, stąd nazwa - obozy pracy.
Od pracy danego człowieka zależała jego przydatność w obozie, ale także jego status życia, zależący od ilości spożywanego pożywienia. Świetnie przedstawił to Grudziński w 'Innym świecie', pokazując trzy kotły jedzenia, każdy adekwatny do wykonywanej ilości pracy. Stachanowcy, ludzie wypełniający 125% normy dostawali kocioł trzeci, najbardziej pożywny; ludzie wypełniający swoją normalną normę dostawali kocioł drugi. Pierwszy natomiast był dla chorych, czyli nie pracujących, bądź niewyrabiająych normy. Szeroko panujący głód sprawiał, że niektórzy ludzie próbowali pracować więcej, żeby dostać nieco więcej pożywienia. Byli jednak i tacy, jak Kostylew, którzy specjalnie sabotowali wykonywaną pracę przez samookaleczanie się. Doprowadzało to do ciągłych zwolnień i pobycie w szpitalu, a więc i zakazie pracy.
Zarówno w obozach koncentracyjnych, tak też i tutaj wytworzyła się specjalna hierarchia społeczna wewnątrz obozu. Na jej czele stali urkowie, czyli pospolici przestępcy bez żadnych skrupułów. Mieli specjalne uprawnienia u władz obozu, jak też u wyżej postawionych więźniów. Dawało im to szereg korzyści, które wykorzystywali do swoich celów. Mogli bezkarnie gwałcić kobiety w obozie, bądź mordować więźniów politycznych. Jeśli chodzi o pracę, to każdy chciał wykonywać zadania jak najlżejsze. Widzimy to w 'Jednym Dniu Iwana Denisowicza', gdzie cała grupa Szuchowa ma nadzieję, że uda się ich brygadierowi załatwić lżejszą pracę, niż powinni wykonać. Wykonana praca pozostawiała jednak niekiedy wiele do życzenia. Sołżenicyn pisze, że jeśli pracuje się dla ludzi, powinno się to wykonać solidnie, jeśli dla zwierzchności - aby jakoś wyglądało.
Jeśli chodzi o zachowania społeczne między ludźmi w obozie, można odebrać dość sprzeczne postawy. Z jednej strony silniejszy zawsze miał lepiej i wykorzystywał tą przewagę przeciw innym, słabszym. Ci natomiast zawsze chcieli mieć względy u lepiej sytuowanych więźniów. Widzimy jednak niekiedy pomoc między ludźmi, kiedy to u Grudzińskiego pokazane jest oddawanie przynajmniej części jedzenia innym, słabszym, z drugiej strony Ci, którzy odbierali je sobie bezpodstawnie, byli duszeni w nocy podczas snu.
c) Realia osoby, która przeżyła łagier
Człowiek, tóremu udało się przeżyć niemieckie obozy koncentracyjne mógł uważać się za szczęśliwca. Zwyczajnie dostawał od losu szansę na przeżycie, na nowe życie.
Zupełnie inaczej było z ludźmi osadzonymi w łagrze. Człowiek, który przeżył w obozowych warunkach 10 lat, czyli wyrok krótki, w innych przypadkach 20, bądź 25, stawał się zupełnie inną osobą. Dokładnie o tym pisał Grudziński, opisując jedno z nielicznych przedstawień w obozie, podczas którego aktor śpiewał piosenkę w rosyjskim języku. Autor pisze, że publika na sali, cała ta zmarniała masa, zaczęła płakać, przenosząc się w myślach gdzieś poza granice znienawidzonego Związku Radzieckiego. Jednocześnie autor zauważa, że ludzie ci kochają kraj, który ich tak ciemięży i gnębi, że bez niego nie mogą żyć, choć przysparza im tyle problemów.
Ludzie, którzy przeżyli obóz nie są w stanie normalnie żyć. Służby specjalne, NKWD ma na nich jeszcze większe baczenie, rodzina po tak długim czasie wypiera się ich, bądź zwyczajnie nie poznaje, niekiedy ludzie tacy nie mają zwyczajnie do czego i kogo wracać.
Z bardzo dobrą ofertą wychodzi im naprzeciw GUŁAG, proponując pracę w obozie za godziwe pieniądze, mieszkanie w pobliskiej wiosce jako wolny człowiek, i etat jako wyższy urzędnik. Ludzie przeważnie zgadzali się na to; mogli wreszcie poczuć się wyżej w hierarchii obozowej, znali już zasady w nim panujące, byli dodatkowo wolnymi ludźmi. Taka propozycja a totalna niewiadoma ze strony otaczającego świata przesądzała niejednokrotnie o decyzji byłego więźnia.
Można jednak też było zrobić tak, jak Grudziński - uzywając resztek znajomości wydostał się po wielu trudach z ZSRR, zaczynając zupełnie inne życie. Pozostała jednak w nim skaza z tych czasów, która ujawnia się w czasie rozmowy ze spotkanym przypadkowo Żydem, również więźniem. Spotkany Żyd po krótkiej rozmowie chciał, aby Grudziński przyznał mu rację, co jednak musiałoby się spotkać z zaprzeczeniem tego wszystkiego, co od czasu obozu Grudzińskiemu udało się sobie wmówić. Grudziński mu odmówił, a jego rozmówca wyszedł, 'jak z przetrąconym skrzydłem'.
Wnioski: wielorakie różnice i podobieństwa pomiędzy łagrami i obozami koncentracyjnymi.
Obozy wydania radzieckiego i nazistowskiego były różne i podobne pod wieloma względami. Różniło je wiele - już same założenia ich powstania były odmienne: naziści chcieli skonstruować wydajną maszynę śmierci, która mogłaby wesprzeć niemiecką gospodarkę i zgładzić niewygodne dla Hitlera narody; Stalin natomiast opierał na obozach pracy potęgę ZSRR, były one budowane zawsze w miejscach, przy których przydałaby się duża ilość pracy za niską cenę; lokowano je przy lasach czy koło kopalń.
We wszystkich obozach używano jednak tego samego sposobu do ujarzmienia ludzi - początkowo, jeśli ktoś się buntował, przy pomocy siły osadzano człowieka w tych ciężkich warunkach. Zmuszano go do pracy o głodowej racji żywności, a przez to zezwierzęcano go. Człowiek starał się przez cały swój pobyt zaspokoić podstawowe potrzeby, nie myślał o niczym innym; nie liczyły się żadne duchowe wartości, po pierwszych dniach również więzi międzyludzkie zaczynały się coraz bardziej rozluźniać i zauważano, że jeśli nie będzie się troszczyć tylko i wyłącznie o siebie, nie przeżyje się długo. Dlatego właśnie zaczynano coraz bardziej wgłębiać się w zasady panujące w obozie, próbowano się coraz bardziej przystosowywać. Zawiązywało się sobie również tym samym pętlę na szyi, pośrednio akceptując wszystkie te zasady, które oferował GUŁAG i obozy pracy.
Co jednak interesujące i zgoła odmienne, w ZSRR dbano o dziwo o więźniów. Budowano nawet specjalne baraki - szpitale, gdzie warunki były znacznie lepsze niż normalnie (dlatego wielu ludzi się okaleczało, ażeby tam trafić). Próbowano wyleczyć niektóre schorzenia, niektóre jednak pozostawiano samym sobie, aby doprowadziły do śmierci człowieka. Naziści jednak wcale nie przejmowali się losem osadzonych w obozie. Męczono ich, bito, katowano, ludzie jedli zwłoki innych... panował ogólny horror. Pod tym względem obozy stalinowskie były bardziej przyjazne.
Obozy koncentracyjne i pracy były ogólnie rzecz biorąc bezprecedensowym przykładem upadku moralności człowieka. Stosowane w nich metody wymuszania posłuszeństwa przechodziły ludzkie pojęcie, również warunki bytowania i katy stosowane na więźniach były makabryczne. Widzimy tu, jak indoktrynacja i bezwzględne posłuszeństwo wobec idei wyprało z ludzi jakiekolwiek zasady moralne i szacunek do życia. Tylko ludzie mogli wylyślić obozy, tylko człowiek mógł byc ich celem... wszak to 'ludzie ludziom zgotowali ten los'.
Niech moc będzie z Tobą, dzielny padawanie:D
3mam za ciebie kciuki:D
Dodaj komentarz