Exodus part III
Patrzyłem czas długi w kryształ nad wodą,
Odbijał światło widziane morską tonią,
Przejrzałem jego piękno, zdało mi się boskie,
Zachwycałem się, zdało się to tak beztroskie.
Dzień był bezchmurny, lazur lał się z nieba,
Widziałem to, zawsze to widzę,
Wcześniej jednak coś zauważyłem, co trzeba
Było widzieć, alem uznał, że niedowidzę.
Myliłem się, ach jakże mocno.
Słońce wyjrzało sponad sczytu,
Obok codziennego zachwytu,
Spadło, runęło z tak wielką mocą!
Oto z oddali wyłonił się blask nowy,
Zajaśniał jak początek początków,
Zważył na świetlistą gwiazdę na nieboskłonie,
Gestem zaprosił je na swe piękne błonie.
Promień jak objawienie otulił dolinę mego czucia,
Zostawiając kryształ we mgle chętnego zapomnienia,
Dojrzałem dzięki niemu co miałem do dojrzenia.
Śmiertelnik nie miał prawa widzieć tego snucia,
Wędrówki słońca po krawędzi tego diamentu,
Kończącego stworzenie boskiego elementu.
Światło, ciepłe i wyraźne, które mnie otulało,
Za przesłoną mgły stawione ciągle się zdawało.
Jakbym czuł jego moc, rażenie,
Stwarzające tylko lekkie cierpienie.
Zgadzałem się na nie całym jestestwem,
Mając w pamięci moment zauroczenia,
Stające się dla mnie całym królestwem,
W którym czekałem czasu mego skończenia.
Dodaj komentarz