Final Fantasy
Dzień całkiem ciekawy. Bawiłem się dziś w wolontariusza w akcji charytatywnej. Całkiem zabawne, biorąc pod uwagę fakt, że to moja pierwsza tego typu zabawa. Fajnie, jak ludzie jednoczą się w jakimś celu, widać jakąś solidarność i chęć bezinteresownej, przynajmniej po części, pomocy.
Naszła mnie dziś jedna myśl. Może nie myśl, fantazja, coś zbliżonego tej materii... Przypomniało mi się wydażenie sprzed kilku miesięcy. Był wtedy biwak u kumpla w domku. Nieważne co się stało, jednak jedną noc mój kumpel spał z dwiema dziewczynami, jedną z nich była Ona. Ofkoz kumpel to osoba, po której większość ludzi jedzie jak chce. Inni sięz niego zbijali, że jak dziewczyny będą z nim spać, to się napewno wyśpią... Nieważne jednak. Tak sobie pomyślałem, jak by to było, gdybym był tam zamiast niego, a drugiej dziewczyny by nie było... Wyobraziłem sobie taką noc, wraz z Nią, w jednym łóżku, tylko Ona i ja.
Oczywiście takie rzeczy wilcza większość osób widzi w pryzmacie dojrzewania, zarówno swojego jak i mojego. Każdemu to się kojarzy od razu z sexem, z jakimiś mniejszymi, bądź większymi perwersjami. Normalne, wszak ludzie dojrzewający. Tutaj właśnie zauważyłem, że nie tego bym chciał. Zauważyłem w sobie tą różnicę, jak i wiele innych, które z jednej strony mnie cieszą, z innej przerażają.
Jednak wracając do mojej wcześniejszej myśli... Chciałbym spędzić z Moniką taka pojedynczą noc... "Daj mi tę jedną noc... a potem niech wali się świat". Nie chodzi o sex, po prostu chciałbym się znaleźć obok niej. Leżeć, czuć ciepło jej ciała... Ta dziwna prawidłowość, kiedy się wchodzi do pokoju, przez jakiś czas nic nie widać, potem jednak oko przywyczaja się do ciemności i wszystko, choć zdeformowane, da się rozpoznać, wtedy właśnie wpartywać się w jej oczka - nie z doległości kilku metrów, kiedy to widać je oddalone, kiedy Ona siedzi w ławce, ale blisko, tak, jak tylko się da, kiedy czoła stykają się i nie trzeba robić prawie nic, tylko cieszyć się bliskością... Cholera, nachodzi mnie ten pseudowerterowski nastrój... Więc sorki za dalszą część...
Dokładnie... noc taka zwyczajna dla wielu, staje się tym, za co oddałbym tak wiele. Noc milionów staje się przeżyciem jednostki... staje się... stałaby się wypadałoby powiedzieć. Widzę, że już znajduję się w tej sytuacji, jak w niewinnym śnie na jawie. Jak chciałbym tak śnić po wieki... Znaleźć się z Nią, wiedząc, że jest moja, że odwzajemnia to, co czuję...
Leżę obok niej, wpartując się w te piwne oczka... Nie ma wstydu, nie ma strachu... przed nami, przed nimi, przed tym co jutro, wczoraj, dziś, przed tym co wiem i nie wiem... Po prostu chwila, kiedy dochodzi wszystko do apogeum, przesila się, staje się bardziej dojrzałe, pełniejsze... Umysł wypełniający się uczuciem spełnienia, powodywany spojrzeniem, niewinnym dotykiem, który zapewnia, że Ona nadal jest... Trzymając w uścisku jej dłoń poję się chwilą...Ta ambrozja płynie w moich żyłach niczym krew, wypełnia mnie jak nigdy... Zastanawiam się, czy po takim przeżyciu jest coś jeszcze...? Wszak człowiek to zdobywca, czy po zdobyciu takiego skarbu, mógłbym jeszcze znaleźćsiłę, żeby zawalczyć o coś wspanialszego? I czy w ogóle mógłbym znaleźć kiedyś taki cel?
Dziwne stają się myśli, które zabraniają walki o swoje szczęście. Staję wobec wielkiego wyboru, który nie wiem czym się skończy... Wielkiego... Może nie dla wszystkich? Może wybór i jego ogrom zależy tylko i wyłącznie od naszego postrzegania sprawy? Wszak wydaje mi sięteraz, że to coś powaznego, to mi mówi serce, rozum, uczucia, jednak tak możenie być. Może tak powiedzieć Ona, ja sam mogę do tego dojść...
Ktoś napisał, że faceci to dranie, że nic nie czujemy... Nie wiem, może to prawda, ale co jest tedy we mną? Może mój kobiecy pierwiastek bierze nade mną kontrolę i zdaje się rządzić moimi czynami? Tak czy inaczej wiem, że staję przed wielkim wyborem. Część się już wypełniła. Powiedziałem jej, że mi się podoba. Lecz czy mam prawo wyznać jej prawdziwą głebię uczuć? Mam prawo z perspakeywy tego co czuję? To miłość? A jeżeli nie? A jeżeli Ona to uczucie inaczej postrzega, jezeli je inaczej rozumie? Co, jeśli Ona nie jest przeznaczona dla mnie? Tak, można walczyć o swoje, o szczęście, znam to jak nikt chyba. Ale staję także przed niewiadomą, zwaną losem, przeznaczeniem, możę przed samym Bogiem? Jeżeli Ona znajdzie szczęście, jeżeli ma je znaleźć nie przy mnie, a przy kimś innym...? Może jej buzia ma się śmiać nie przy mnie, może ma siębudzić nie w moim towarzystwie, może ma ją za rekę trzymać i iść przez życie inna osoba, nie ja? Mam prawo się temu przeciwstawić? A może ja nie będę szczęśliwy przy Niej, a przy osobie, którą spotkam za kilka dni, ale zaślepiony Tym uczuciem nie będę w stanie dostrzec tej osoby, darowanej mi przez los? Może to właśnie ode mnie zależy, czy ją dostrzegę, czy nie? Może to nie polega na zwyczajnym czekaniu i wierze w to, że On/Ona przyjdzie sam...?
I tak dochodzę do wniosku, że ludzie, którzy myślą, którzy w coś wierzą mają ciężkie życie. Dlaczego nie mogłem być zwyczajnym chłopaczkiem, uganiającym się za spódniczkami? To takie proste... takie naturalnie biologiczne...
Dlaczego w każdej całości muszę dopatrywać się milionów innych, mniejszych rzeczy, które potencjalnie do siebie nie pasują? Łatwiej być prostym, łatwiej być głupim...
ech...
Dodaj komentarz