Getting bigger, getting stronger...
Kolejne spojrzenia, krótkie, tyle z nich próbuję wynieść, nawet, jeśli nic nie niosą, to chyba sam chcę, żeby coś znaczyły... Widzę w sobie niesamowite zmiany. Zawsze potrafiłem postawićsię każdemu człowiekowi, czy to znajomy, koleżanka, przyjaciółka, nauczycielka, matka, babka, etc. Samo moje podejście do życia, być może nieświadome owocuje takim oryginalnym zachowaniem. Nie robię tego w sposób jakiś obraźliwy, nie rzucam w ich kierunku mięsem, ale po prostu łamię ich... Kieruję argumenty, które pozwalają mi odnieść zwycięstwo... Ale nieważne...
Zabrałem dziśMonice taką zabawkę, którą uczepia sobie do plecaka, zresztą wcześniej miała taką inną, ale to też nie ważne. Lubię chyba, kiedy ona próbuje to odzyskać.. Może mam wtedy jakieś lepsze pole do utzymania z nią kontaktu...? Na polaku, kiedy siedzieliśmy, powiedziała, żebym oddał jej zabawkę, odmówiłem. Z lekkim uśmiechem odwróciła się w swoją stronę.
Potem mieliśmy spotkanie w szkole, takie tam duperel związane z przyszłą maturą, w które przedwcześnie nie ma co się zagłębiać. Ona siedziała dość daleko ode mnie... Przez koleżankę ponagliła swoją prośbę, żebym jej oddał miśka. Teraz jednak popatrzyła na mnie inaczej. Kąciki jej ust nie podniosły się, ale mógłbym przysiądz, że nieznacznie opadły.
Kiedy to zauważyłem, mógłbym zrobić wszystko, żeby tego nie widzieć: oddać miśka, skoczyć z okna... No nie, przesadzam, ale samym spojrzeniem mogła na mnie wymusić bardzo wiele. Cholera, nie poznaję się... Nie kreuję się na jakiegoś macho, ale nigdy nei musiałem używać siły, żeby coś osiągnąć. Zawsze zręczną rozmową, albo zwykłym spojrzeniem w oczy potrafiłem zrobić coś, co chciałem. A tutaj? Zwykła dziewczyna mnie rozwala, łamie mnie i kreuje na swoje podobieństwo? Niepojęte jak dla mnie...
Nie wiem, czy widzę to przez pryzmat mojego uczucia, ale wydaje mi się, że jeżeli Ona by coś ode mnie chciała, co by mnie wykorzystywało, to mam świadomość, że nie nadużyłaby tego, co dla niej robię. Znam osoby, które bez problemu wyręczałyby się innymi, nie dla samej korzyści, ale może dla satysfakcji... I teraz wydaje mi się, że będac z nia, byłbym zabezpieczony na tego typu sprawy... Nie wiem, może źle to pojmuję...
I jak w każdym przypadku przechdzę jakąś metamorfozę w postrzeganiu Jej, nie, może nie w postrzeganiu, a w podejściu do sytuacji. Z osoby, która próbowała się pozbierać w sytuacji, staję się na nowo sobą, powoli, ale konsekwentnie. Znowu zaczynam postrzegać niektóre rzeczy tak, jakie były, sprzed tego Wielkiego Uderzenia. I tak oto zacznę coś działać z Moniką...
Boję się tylko, że jeżeli już osiągnę Ten cel, coś się zmieni. Poczuję, że mam to, czego chciałem, że teraz trzeba to pielęgnować, dbać, nie o Nią, ale o związek, o te głupoty, żeby "oni" nas dobrze postrzegali. Pierdole ich wszystkich równo z ziemią. Chciałbym się raz na zawsze uwolnić od tych uśmiechów, fałszywych do obrzydzenia hipokrytów, tego całego udawanego przedsięwzięcia, które nazywa się uprzejmość. Dlaczego ludzie nie pokazują tego, co czują? Co myślą? Boją się...? Cholera, nalał na nich. Dlaczego mam się przejmować tą szarą masą, która jest wszędzie? "Pluwajmy na tą skorupę i zstąpmy do głębin...."
Dodaj komentarz