"Kiedy do perfekcji opanowałem sztukę prowadzenia...
I tak się właśnie stało... Jakiś czas temu na gg poznałem Izę. Jak to przez net wydała się miłą osobą. Widziałem ją też w realu, raczej zarzucić jej niczego nie wolno, jeżeli chodzi o wygląd. Oczywiście teraz znaczenie poprzedniego zdania jest takie, że możnaby się przyczepić do jej sfery psychicznej, charakteru, inteligencji. Jednak nie; choć jest blondynką (jak to ona powiedziała: "Nie jestem blondynką, tylko taką... złotą blondynką..." ;) czyli bez kitoo nie jest...:) ), to można z nią porozmawiać i choć to chyba nie jest ten "mój" poziom, to nie moge mieć jej za złe tego... Chyba całe życie będe mierzyć ludzi wg swojej miary... Ale to nic... To już moja upierdliwa cecha charakteru.
Umówiłem się z nią na dziś. Choć byłem/jestem przeziębiony lekko, postanowiłem pójść. Odkładaliśmy razem to spotkanie przez jakiś czas, a z własnego doświadczenia wiem, że lepiej tego za długo nie przeciągać... I w ten sposób umówiliśmy się na konkretną godzinę. Leniwie sunące chmurki, lekko szarawe, gdzieniegdzie odsłaniające niebo wskazywały na możliwe spadnięcie deszczu, co jednak mnie zniechęcało. Poszedłem na ławeczkę przed blok, żeby się nie spóźnić. Poczekałem troszkę, przyszła Iza. Razem, bez większego pośpiechu poszliśmy nad wodę, zresztą umówiliśmy się, że tam pójdziemy. Tego, że zajęło nam to około 2 h, żeby tam dotrzećnie będę przypominać, bo błądziliśmy jak zwierz we mgle po lasach... Ale miło było...
Kiedy doszliśmy nad wodę, nie był to pobyt taki, jak niegdyś z innymi dziewczynami. Nie szedłem "gdzieś, tam" z nią, nie spieszyłem się. Nie było to też coś w stylu love story, że siedzieliśmy blisko siebie i świergoliliśmy jak ptaszki. Poszliśmy na wojskową. Pomost, na którym usiedliśmy był w większej części ocieniony, jednak dość już niskie, wczesnojesienne słońce, wystające sponad szczytów niedaleko rosnących drzew otulało nieznacznie nas, oraz szarawe deski pomostu. Usiedliśmy. Ja się położyłem na plecach, zwieszając nogi za pomost. Lubię tak leżeć. Świat wydaje się wtedy taki prosty, kiedy słyszy się delikatne kołysanie drzew przez lekki wiaterek, obijającą się wodę o brzeg jeziora, miłą woń perfum osoby siędzącej blisko Ciebie i, najlepsze w tym wszystkim, - jedna, prosta barwa, kiedy się zamyka powieki, a słońce razi prosto w twarz. Takie coś mnie odpręża, uspokaja. Tak tez było i tym razem. Nie chciałem wstawać, nie wiedziałem, czy to było niegrzeczne z mojej strony, czy powinienem siedzieć przy niej i głęboko wpatrywać się w kolor jej oczu, czy w ogóle coś powinienem zrobić, czy też nie. Leżałem sobie tam, leżałem i delektowałem się każdą pojedynczą chwilą, która tam wydawała się tak cenną, jednocześnie będąc tak powszechną i zwyczajną. Rozmawialiśmy wtedy o różnych sprawach. Naprawdę różnych. Pamiętam jak Iza posmarowała mi usta jakąś taką... takim cudkiem do ust bezbarwnym..:) Nie znam się... Leżałem dalej. W pewnym momencie spytała, czy nie czuję jej wzroku na sobie. Powiedziałem, że nie. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że ona ciągle na mnie patrzyła. W normalnych warunkach bym się speszył, ale tutaj jakoś moja reakcja była inna. Nie odebrałem tego jako jakiejś rzeczy, której powinienem się przestraszyć, czy zareagować na nią w jakikolwiek "agresywny" sposób. Leżałem dalej, rozmawiając z nią. W pewnym momencie chciałem, aby się położyła koło mnie na pomoście. I w tym momencie uświadomiłem sobie, że nie chcę jej o to poprosić, żeby spoczęła koło mnie. Jednak nie dlatego, jak wcześniej, że się bałem jej reakcji czy czegoś w tym stylu ale dlatego, że po prostu nie chciałem, aby to odebrała jako posunięcia zbyt odważnego z mojej strony, a w konsekwencji za uznanie jej przeze mnie za jakąś "łatwą". Nie czułem wtedy jakiegoś ciśnienia, żeby to zrobić, albo żalu do siebie, że tego nie zrobiłem. Po prostu taka kolej rzeczy, która nie wywarła na mnie żadnego wrażenia. Jeszcze będzie na to czas.
Kiedy robiło się coraz bardziej zimno, zaczęłiśmy się zbierać. Wracając jedną ze ścieżek, która jakby nie patrzeć jest wąska, puściłem ją jako pierwszą. Wiem, po prostu ze mnie wychowany człowieczek:) Tak na serio, to chyba wiem, po co tak sięrobi, żeby facet mógł popatrzeć na pupę dziewczyny :P. Taki w nas jest samczy instynkt, że rzadko kiedy można się oprzeć nadażającej się sytuacji. Tak też i ja zrobiłem. Ujrzałem chyba najfajniejszą pupę w swoim życiu. Nie wiem, czy wcześniej na nią nie zwróciłem uwagi, czy nie patrzyłem, czy co, ale naprawdę fajny tyłeczek...:)
Kiedy wróciliśmy po prostu, po chwili rozmowy, każde z nas poszło w swoją stronę. Spotkaliśmy się po krótkim czasie na gg.
Co w tym takiego neizwykłego, co powinienem zapamiętać? Otóż zawsze, każde pojedyncze spotkanie mogłem osądzić na dwa sposoby - fajne, albo nie. Od razu kojarzyło mi się jakieś uczucie, jakieś zabarwienie emocjonalne, które mówiło mi z góry o przebiegu całego spotkania. W tym przypadku było inaczej. Mam pewne podejrzenia co do tego, co do niej, jednak zachowam to dla siebie i dla czasu, który pomoże mi w identyfikacji wszystkiego.
Dodaj komentarz