Memory remains
Właśnie ten kawałek gości teraz w moich głośnikach...
Wiele się wydarzyło przez ostatnie dni... nawet na biwaku sporo się działo, choć byliśmy... choć byłem tam tylko jedną noc.
Kiedyś opowiem całość, teraz tylko to co zaczyna mnie niepokoić.
Biwak jak to biwak - nie obchodzi się bez alko. Dużo się tego polało, była okazja, byliśmy razem, mogliśmy pić, w sumie po to przyjechaliśmy. Pojechaliśmy z browarami, których nie wiem ile wypilem, po prostu nie pamiętam. Potem poszła ciężka, czterdziestomilimetrowa artyleria. Zgubiłem się i w niej.
Było ciemno... słońce dawno skończyło już swojąwędrówkę nad nami, a jej brat wysuwał gdzieś okruchy świetności swojego jasnego kompana. Zaczęło błyskać... pojedyncze krople deszczu spadły na ziemię, zraszając dniową suchotę. Powiało zimnym tchnieniem. Nie pamiętam gdzie byłem... chyba przed domkiem. Siedziałem z Basią. Łza, druga trzecia... deszcz i smutek zmyły się razem na mojej twarzy... ktoś przyszedł, ktoś, kogo nie miało przy mnie być w tej chwili. Ktoś, kto mnie nie rozumie, hipokryci zamykający się w swoim świecie, nie dopuszczając do siebie prawdy. Oni przyszli. Ja poszedłem. Dalej, w dół, na trawę... padało, ciągle, mocno, zacinało. Gdzieś było słychać grzmoty... spojrzenia Boga przecinały jasno nieboskłon. Basia mnie wołała, ciągnęła za rękę, żebym nie szedł na dół... chyba myślała, że idę do wody... nawet nie miałem zamiaru. Alko trafił we mnie mocno, chyba w każdego... może to przez to, może to przez smutek, może przez zrozumienie... tak czy inaczej chciałem chwilę pobyć sam... chciałem jakoś shołdować jego śmierć... śmierć, której nie rozumiałem... i to mnie tak bardzo bolało... Usiadłem na przemoczonej trawie... bez koszulki, która nie wiem gdzie się podziała... w krótkich spodniach... seidziałem i płakałem... to nie był normalny płacz... nie pamiętam, żebym wcześniej tak płakał... przy mnie Basia, mówiąca coś, że jest zimno, żebym przestał... coś krzyczała... przyszedł jakiś kumpel, zapytał co jest; odpowiedziałem, żeby ją zabrał. Po chwili byłem sam... płakałem... mocno. Nie pamiętam, żebym kiedyś tak płakał...
Wróciłem na ławkę przed domek. Niesamowite zimno... zimny wicher smagał mnie po przemoczonym ciele. Pamiętam jak się trząsłem... Basia powiedziała komuś, żeby mi coś przyniósł do okrycia. Już się tak strasznie nie trząsłem... ale było zimno.
Następnego dnia, kiedy się obudziliśmy jeden koleś powiedział mimochodem, że 'łapałem fazy'. Racja, to nie było normalne... ale to nie była faza... po prostu gdzieś musiałem dać upust temu co we mnie siedziało. Dla nich pewnie to jest jednak tylko zachowanie po wódzie. I jest w tym coś z prawdy. Jednak dla nich ta niedawna śmierć nie jest tematem, z którego można robić 'coś'. To chyba kolejne z wydarzeń w wakacje... Coś, o czym zapomnieli.. zapomną po kilku dniach. Coś, o czym nie ma sensu myśleć... jakie to jest proste... aż zachęcające... nie myśleć, nawet nie myśleć o niemyśleniu... nie dopuszczać do siebie pytań typu 'dlaczego?', 'po co?'... odgrodzić się szczelnie od tego... i jak najszybciej zapomnieć...
Dodaj komentarz