Miłość niespełniona - broń obosieczna....
Umrę, a Ty, Kochanie, umrzesz razem ze mną. Zstąpimy razem do ciemnego grobowca, przyytulę Cię, nie będzie zimno. Przykryje nas całun mojej nienawiści. Okryje szczelnie nasze ciała. Zabiję Cię. Chyba już nie żyjesz, choć o tym nie wiesz. Jednak nie zmartwychwstaniesz. Nie dam Ci tej możliwości. Nie będę przez Ciebie już cierpieć, jak to się działo przez ostatni czas. Zginiesz na moich oczach, z moich myśli i w nich właśnie dokończysz żywota. Czemu pytasz? Bo tego chcę. Jak pytasz? Najlepiej, jak tylko można sobie to wyśnić. Wypaczę Twój obraz w taki sposób, znajdę w Tobie takie cechy, które mnie odwiodą od Ciebie. Już mi w tym pomogłaś. Już uniosłaś nad nas ten oręż. Nawet nieświadomie... Wezmę razem z Tobą nagą nawet klingę i cisnę ją w nas. Już nic nie będzie...
Nic już nie będzie tak, jak dawniej. Twoja śmierć sprawi, że nie wspomnę Cię jak jeszcze niedawno. Ja też umrę. Umrze ten chłopak, który tak bardzo Cię kochał. On nie może żyć razem ze mną. Już chyba nie żyje. Może gdzieś jeszcze się wykrwawia, leży na chłodnej posadzce Twojego nieświadomego umysłu, na ciemnym granicie Twojego serca, które go odrzuciło. Ty chyba nawet o tym nie wiesz. Chyba nie wiesz, jak bardzo moje serce się do Ciebie wzniosło. Nie masz pojęcia gdzie byłem, co widziałem, czego doświadczyłem i co przeżyłem. Ty widziałaś tylko przeszkody, może nie widziałaś przez nie nawet mnie. Niech tak się stanie. Umrę, dzięki Tobie, nie licz na zmartwychwstanie. Nawet kot ma 9 żyć, ja czuję się gorzej, ja czuję się jak pies. Dziękuję. Spod moich starań, spod tego wszystkiego co Ci ofiarowałem, wzniosła się tylko Twoja odmowa. Zatrzymałaś to wszystko. Zatrzymałaś to, co Ci ofiarowywałem. Podobało Ci się, tak? Więc zatrzymaj to i wiedz, że nigdy więcej nikt Ci tego nie ofiaruje, bo nikt Cię nie pokocha tak, jak ja Cię kochałem. I wtedy wrócisz do tego. To, co teraz dzierżysz obróci się przeciw Tobie. I to na własne życzenie. Nie wiem kiedy to nastąpi, nie wiem, czy będę Cię znać, czy będę chciał Cię znać, ale jestem pewien, że nie zaznasz już takiej miłości. Kiedyś była czysta, doskonała, z czasem się wypaczyła, a teraz doprowadziła do tego, co widzisz. To jednak jest broń obosieczna.
Jednakże jestem Ci wdzięczny, wdzięczny za to, że mogłem Cię poznać. Zza mgły widać jeszcze majaczącą w oddali kobiecą sylwetkę, tak mi bliską jeszcze niedawno, jeszcze zanim podniosła się mgła. Cieszę się, że Cię spotkałem na swojej drodze. Coś mi dałaś: dożywotnią skazę i plecak doświadczenia. Nie, nie fizycznych doświadczeń, zahartowałaś moje serce, wielu, którzy teraz wydadzą mi walkę na serca - przegrają. Może to i dobrze, może i źle. Stało się.
Zmieniłem w sobie Ciebie, zmieniłem niemalże siebie. Nie zauważysz tego, wątpię, żeby ktokolwiek zauważył. Ja też doprowadzę do tego, że sam wreszcie zapomnę co było, a co jest. I w ten sposób dopełni się nasza śmierć, Ukochana. Umrzemy razem, razem w naszym wspólnym padole, prosto z niebiańskich pól, gdzie widywaliśmy razem srebrzące się w oddali wzgórza, schodzimy do ciemnego grobowca, gdzie wkrótce strawią nas robaki. Widzę jescze w Twoich piwnych oczach jak te piękne widoki, o których mówiłem, kiedy trzymamy się za ręce i czujemy to gorące uczucie, zanikają, jak przyćmiewa je czerń spadającej na nas ziemi, grzebiącej żywcem. Nie chcesz? Chcesz dalej żyć obok mnie? Nie... Ty nie możesz żyć, jeżeli tak będzie i ja będę musiał ożyć. A tego nie chcę, chcę mieć normalne życie, nie wegetować przy Tobie jak roślina. Chcę poczuć jeszcze wiatr życia w sobie, chcę poczuć, jak mnie wypełnia. Pamiętasz? Kiedyś przechodziłaś obok podobnej mogiły, leżałem w niej. Wyciągnęłaś mnie. Po raz kolejny wskrzesiłaś. Byłem Ci wdzięczny. Teraz widzę, że to, co we mnie wtłoczyłaś nie było życiem, ale trupiozielonym jadem, który wkradł się niepostrzeżenie w moje żyły i zaczął palić, niewidoczny zabójca, który zakradł się nocą i beznamiętnie zabił. Teraz ja poczekam, aż kolejna osoba przejdzie tędy. Obok naszej wspólnej mogiły. Nie wiesz dlaczego? Żeby znowu ten ktoś mnie wyciągnął. Ale teraz nie truciznę, a krystaliczną wodę wprost z moich niebiańskich, mroźnych szczytów wleje we mnie, jak czyste życie, tryskające i wybuchające zewsząd. I zapomnę... zapomnę, że w mej mogile leżał ktoś jeszcze. Zniknie gdzieś ten wspaniały zapach, który pamiętam jeszcze teraz, zniknie z pamięci ten obraz, którego nadal próbuję się pozbyć... Umrzesz. A ja nie będę tego żałować...
W ten oto sposób dobiega końca ta podróż. Szedłem za Twoim cieniem spodziewając się czegoś, czegoś, co było nieziszczalne, ale próbowałem tego dostrzec. It`s time to say goodbye, my Love.
Dodaj komentarz