Pięciodniowy exodus, część pierwsza
Początek poniedziałku, tak jak mniemałem - nieźle. Wstałem sam, obudziwszy się przed budzikiem - nienawidzę, jak to pieprzone pudełko o skrzeczącym, elektronicznym dźwięku mnie budzi. A więc obudziłem się przed ósmą... poleżałem w ciszy, poudawałem, że śpię. Początek dnia spokojny i w porządku.
Zaczęło się od bioli i kartkówy... spoko, kto napisał, jak nie ja...? Grunt że tego nie zdajęna maturze:)
Ostro było już na polakach. W wydaniach dwóch, zresztą jak i w piątki. Cała Wojna Klasowa wzięła się od tego, że baba pofatygowała się i przyniosła sprawdzone prace. Domowe. Takie wypracowanka na temat iście beznadziejny, coś o pokoleniu Kolumbów, wierszach i innych bzdetach. Sprawa niby prosta, prawie że banalne. Myślałem, że dostanę z tego lepszą ocenę... nie przejmujcie się, Drodzy Czytelnicy, pańcio wyrwał 21 punktów na 50 możliwych:) Wychdozi na to, że to nie jest nawet dwójeczka. Ale nie ma się czym przejmować. A to dlatego, że babka wzięła klucz z nowej matury, sama go układała, były poważne rozbieżności z tematem, który nam podała i kluczem jaki ułożyła, do tego oceny, jakie za to wystawiała oparła na normalnym sposobie oceniania (tzn. próg dopuszczającej był od 25 pkt - niestety nie załapałem się, jak i 75% klasy:P).
Ale oczywiście klasa inteligentów, bystrzaków i samych achów i ochów - wszczęła bunt. Zaczęli(śmy?) najeżdżać na babę całą objętością niemalże trzydziestoosobowego argumentu, baba musiałą się poddać. Ale ten jej text: 'Chcecie na noże...? Nie ma sprawy.' I zgadnijcie co się stało...? Ofkoz było ciekawie, bo babka zrobiła kartkówę, z jakichś śmiesznych rzeczy, chyba z opowiadań jakiegoś chłopa na B. Coś napisałem, a jak! Ale było ostro, baba aż się zagotowała w środku, ciskało nią po całej klasie i w ogóle zajebiaszczo. Zadeklarowała się robić kartkówki co lekcję:)
Dostałem dziś zaproszenie na dziewiętnastkę Pauliny... jednej z dziewczyn, z którymi się spotykałem w alkoholowej grupce. Zaprosiła mnie na to swoje zagwizdowo... wypada to w sobotę, czas dla mnie wyjątkowo nieodpowiedni z przyczyn wiadomych. Wstępnie powiedziałem jej, że przyjdę, ale jak teraz o tym myślę, chyba zmienię zdanie... niestety gdybym tam wybył, przepadłoby mi pięć (!!) godzin z sobotniego popołudnia... przejebane. A więc... Gabi, Paulina(:/), Beata (:/:/), Kumpel... no i ja... do tego jakieś żarełko, film, alko pewnie... Zakładając, że bym tam był.. kurna, zżarłaby mnie tęsknota i tyle. O, ile może dać człowiekowi blog.. i już znam odpowiedź.. jeszcze tylko jutro jej powiem, że niestety niech spier.. no nie, może jednak będę bardziej taktowny... będzie coś w stylu: sorki Paulina, ale nie będę mógł wpaść na Twoją imprezkę... zapewne domyślasz się dlaczego...' - Nie, nie dlatego, że mnie suko pogryzłaś i nadal mam ślad na ramieniu, nie dlatego, że mnie pogryzłaś na klacie i kurna miałem trzy sutki i nie dlagtego, że jesteś chamska... 'Dlatego, że w piątek przyjeżdża osoba, na której mi coraz bardziej zależy, a że weekend to jedyny czas, w którym możemy się widzieć, muszę Ci odmówić... - Była tego tego o...? (wskazanie na kumpla) 'Nie, kurwa mać, oni właściwie, z tego co wiem po Justynie, prawie ze sobą nie byli... tylko ten sobie coś ubzdurał i tak głupio wyszło, ale że każdy debil widzi prawdę jaką chce - tak z jego byłą.. tzn. z moją obecną. Dlatego nie mogę wpaść, mam nadzieję, że zrozumiesz.. a tak w ogóle to wszystkiego najlepszego, zdrówka, szczęścia, pomyślności...'
Ptyś przysłał mi SMSa, że ma nową babkę z WOS`u.. podobna jakaś straszna... na lekcjach rzeźnia:) Ciekawe o co chodzi...? Odpisałem, że pewnie dlatego rzeź, że się Ptysiek nie spodobał się nowej nauczycielce... dodałem, że to może i lepiej, bo nie będzie jej molestować, a przez to utrzymam na to swój monopol.. odpowiedziała, że babka jakaś dziwna... a monopol mam. I dopsh.
Chciałem wczoraj napisać o Monice wzmiankę... Ofkoz po niedługim chodzeniu z Ptysiem... qr... nie lubię tego słowa... chodzenie... co to znaczy chodzić? Strasznie szczeniacko mi brzmi... przypominają mi sięakcje w stylu: będziesz ze mną chodzić? Dziecinne... więc może tak: będąc z Ptysiem od kilku tygodni, od razu mogę zauważyć różnice między tym, co czułem do Moniki, a tym, co do Ptysia. Zwyczajne jakieś dwa różne pojęcia, dziewczyny, uczucia. I choć nie powiem, że uczucie monikowe było niesamowicie żarliwe i gorące, to w tej swojej potędze strasznie upośledzone... poza tym ograniczało się tylko do 'czucia'.. wcale się z nią nie widywałem.. poza szkołą. Poza tym ja ją kochałem, ona mnie nie.
A co jest tutaj, z Ptysiem...? Hm... jejq, cała tęcza uczuć, emocji, działań... Zarówno Ona mi się podoba pod względem charakteru (i to obłędne ciałko... - widzieliście kiedyś, pytanie do męskiej części Czytelników, jeśli tacy są, jak zajefajnie odbija się przy ciemnościach w pokoju i włączonym telewizorze, na kobiecym ciele, np. brzuszku, światło bijące z kineskopu...? Nadaje skórze niesamowitego wyglądu... tylko schrupać), mogę z Nią porozmawiać... zarówno wiem, że i ja Jej nie jestem obojętny... powiedziała mi to kilka razy... zresztą przy niej można (mogę) poczuć się prawdziwym mężczyzną. Kiedy rozmawiamy, Ona mi mówi, że to dziwne... że właśnie tego, któego szukała znalazła wtedy, kiedy przestała szukać, kiedy się kompletnie poddała... robi mi się miło... Mam nadzieję, że pasujemy do siebie. Jednak, nie ma w życiu tak, że jest wszystko ok. Ptysiek ma jedną, denerwującą mnie wadę... Mianowicie chodzi o włosy... ma długie, proste włosy. Wiem, niesamowite. Ale sprawa w nich jest taka, że jeśli Ona jest na górze i zaczyna mnie całować, nie ma takiej możliwości, żeby te włosy nie trafiały po chwili do ust... a że zawsze ma włosy rozpuszczone... wrr... muszę kupić jej coś do upinania ich... Dawajcie jakieś propozycje a`la valentynki może...
Pozdrawiam.
Dodaj komentarz