Po burzy zawsze przychodzi suonko:)
Nie pisałem jakiś czas.. nie miałem jak.
Oczywiście jak to u mnie, zwalila mi się całą prawie rodzina na kark. Nie tam, żebym ich nie lubił, czy coś, ale przyjechał do mnie znowu brat... ten, którego miałem przez sporą częśc wakacji u siebie. Do tego przyjechała jego mama, która teraz wyjeżdża do USA, no i ofkoz jego rodzona, a moja cioteczna, siostra. Jakby tego było mało, przyjechała jeszcze moja osobista siostra rodzona z Niemiec. A raczej przyjeciała. Normalnie z Niemiec. Czujecie? Qrna, szlachtaja naczelnaja;)
Jak na złość niedługo potem jak przyjechała rodzinka, dopadło mnie jakieś choróbsko. O dziwno po raz kolejny było to w takim momencie, kiedy byłem 'nieco' rozbity psychicznie... ich przyjazd zawsze wywala mi wszystko do góry nogami. Najgorsze było to, że nie mogłem się normalnie spotkać z Natalką... cala chata ludzi... zresztą, nie ma o czym mówić. Zamiast zapraszać Natalkę do siebie, spotkaliśmy się na podwórku... jednak szybko zamieniliśmy to na ciekawszą alternatywę - poszliśmy do niej oglądać jakiś film... chyba 'Final Fantasy: The spirit inside', czy jakoś tak...
Po dość udanym seansiku (nie wiem czemu wolę, kiedy odbywa się on u mnie), pocisnęliśmy w jedno miejsce, żeby dziewczę mogło sobie spokojnie zapalić. Kiedy tylko mielismy wychodzić z klatki, spotkaliśmy rodziców Natalki. Skończyło się na 'dobry wieczór' z mojej strony. Z ich też. osiedzieliśmy trochę na dworze... bylo dość chlodno, a oboje byliśmy podziębieni... zaczęliśmy się zbierać. W drodze powrotnej spotkałem jednak koleżankę z klasy. Pytała mnie wcześniej o informatory policealne... pogadałem więc z nią moment... Oczywiście gadka zeszła na inne tory... zaczęliśmy mówić o Monice. Nie ma co się zagłębiać w szczegóły - suma summarum wyszło na to, że koleżanka delikatnie 'pojechała' po Monice... Natalka chyba nie wie dokładnie co czułem do Moniki. Chyba jej o tym nie mówiłem... wspominałem oczywiście, że przed nią był ktoś, kogo kochałem, ale nie mówiłem kto to był. W międzyczasie mojej rozmowy z Majką, Natalka zaczęła bardziej odczuwać dyskomfort spowodowany późną porą i brakiem cieplejszej odzieży wierzchniej... przytuliłem ją. Nie chcę, żeby wyszło na to, że jestem egocentrykiem, czy coś w tym stylu, ale Majka chyba do mnie coś czuje... trudno... czas decydować się na konkretne kroki... Obojętność mnie zaczęła pożerać, walczmy z nią...
W szkole zauważyłem, że Monika była jakaś smutna... nie wiem z czego to wypływało... być może Majka, koleżanka, z którą rozmawiałem o niej, powiedziała jej to i owo o jej zachowaniu... byc może powiedziała jej o Natalce. Nie mam najmniejszego zamiaru w to wnikać... i odziwo jakaś część mnie, widząc Monikę smutną, cieszyła się. Nie żebym skakał pod sufit z satysfakcji, ale czułem jakiąś niewyjaśnioną radość.. może jej namiastki... nawet już nasze 'kontakty wzrokowe', które kiedyś mnie tak bardzo cieszyły, teraz są tylko wspomnieniem i procesem pozwalającym popatrzeć na tą samą, ale nie tak już piękną buzię...
Dziś rano wyjechała siostra do Niemiec... znaczy wyleciała:) Przyszedłem do domu... do SWOJEGO osobistego pokoju, który ona zawsze zajmuje, kiedy przyjeżdża... ten ogrom syfu jaki zostawiła po prostu mnie przeraził. Jestem w nim niejako mistrzem, ale ona przebija mnie bez problemu... to pewnie wynika z tego, że dziewczyna ma więcej pierduł do porozwalania.. np. macie w zanadrzu staniki (my nie), pierścionki (my nie), łańcuszki (my nie), i masa innych pudrów, toników, szminek, perfum, podpasek, tabletek i całego tego barachła... uporałem się z tym w mistrzowski sposób, na koniec ztarłem qrze, poodkurzałem. Jako wieniec laurowy, któy sam sobie wkładałem na głowę zapaliłem kadzidełko (w przeszłości spalano siarkę, żeby odgonić złe moce, nawiązujemy więc;))... This room is clear... Wreszcie u siebie...
I tegoż samego dnia, dziś, mój ulubiony ziom, KarX, miał urodzinki. Wczoraj jakoś żartowaliśmy o tym, że kupimy taką dużą czekoladę i ją opierdolimy na dużej przerwie. Nie skojarzyłem faktów, chociaż wcześniej, całkiem niedawno (chyba w weekend) rozmawialiśmy o tym, że KarX ma urodziny jakoś dziś.. ofkoz jak rasowy facet - zapomniałem. Dowiedziałem się o tym, a raczej sobie przypomniałem, kiedy na angolu zaczęliśmy śpiewać 'stolat'... z początku nawet nie wiedziałem dla kogo śpiewamy... skleiłem się dopiero, kiedy odwróciłem się i obadałem kto siedzi - KarX:)
Poszedłem do sklepu na długiej przerwie i kupiłem jej tą big-szokoladę. Fuxem złapałem na przerwie, jak już wychodziła ze szkoły. Złożyłem życzenia, dałem prezencik.
I tym miłym akcenem żegnamy się jeszcze milszym textem KarXa: 'Buziaki&Siuraki':)
Dodaj komentarz