Po spotkaniu...
Veni, Vidi, Vici. Byłem u qmpla. Dziwnie było. Atmosfera nie na nasz wiek, raczej. Miało być rzeczowo, krótko, na temat. Pierwsze pół godziny straciliśmy na jakichś gadkach, żeby nie mówić na krzyczeniu na siebie, uspokajaniu i strzelaniu foszków. Nie było tak strasznie, ale nie lubię, kiedy jest taka jakaś dziwna atmosfera.
Tak czy inaczej dwie godziny siedzieliśmy u qmpla. Część nie pracowała, część pracowała, różnie. Zaczęliśmy rozdzielać zadania, inne pierdoły. Już miałem być w parze z Kochaniem, ale okazało się, że utworzona trzecia grupa jest niezdatna do wspólnej pracy i musiałem się podzielić Kochaniem z qmplem. Szkoda. Chciałem jednak z nią być.
Kochanie wyglądało na spotkaniu jakoś ciężko. Od siódmej poza domkiem, koło 17 dopiero przyszła do qmpla, zmęczone biedactwo, jeszcze rozdrażnione przez niektóre osoby na spotkaniu. Żal mi jej było. Chciałbym jej jakoś tego zaoszczędzić, ale nie dało się. Choć wokoło ludzi masa, to jakoś podobało mi się, że mogłem spędzić tych kilka godzin w Jej towarzystwie. Jakieś dziwną energię daje mi to, że mogłem posiedzieć koło niej, że pomierzwiła mnie po włosach, że mogłem niejako wtulić się w Jej nóżki, że mogła oprzeć się o moje ramię. I choć miałem ochote odprowadzić ją do domu w tą zimnicę, i że wyszła szybciej, niż ja i w ogóle... to podobało mi się. Było w sumie oki.
Zapamiętam zapewne do jutra, a może i dłużej, jak stanęła nade mną, jak miała już wychodzić. Mówiła coś o jakimś SMSsie, nawet nie słuchałem... Patrzyłem tylko na jej główkę, oświetloną przez lampę. Tak ładnie jej jaśniały włoski, ogólnie nabrała takiego miłego, jeszcze bardziej miłego niż zwykle, wyrazu.
Znowu zmartwychwstałem...
Dodaj komentarz