Remanent
O dziwo jestem względem tego nastawiony całkiem pozytywnie. Nie wiem dlaczego, ale nie przeraża mnie to wszystko... i choć wiem, że jutro, kiedy wstanę, a będzie to koło ósmej, będę tęsknić, to nie przeraża mnie to... być może jestem przyzwyczajony? Wiem natomiast, że kiedy wstanę we wtorek, o barbarzyńsko-nieprzyzwoitej porze - siódmej, wkurwiony na cały świat [nienawidzę wstawać rano], będzie mi zwyczajnie źle.
Ale wydaj mi też się, że znajdując Ją, znalazłem też jakiś niezwykły sposób... patrzę na to z tej strony, że wcześniej, chodząc do szkoły, żyjąc, egzystując, nie miałem Jej.. ciągle te same mordy, od których było się pośrednio uzależnionym... imprezy, i tak nędznych jakości, zawsze w tym samym gronie... nie było osoby, z którą można by było porozmawiać szczerze, no, może nieliczne... Ale i te chętniej mówiły, niż słuchały. Z drugiej strony nie powierzam ludziom swoich tajemnic i myśli ot tak [doświadczenia].
W sobotę, czego nie ująłem, spotkaliśmy z Ptysiem kilka osób z mojej klasy... najpierw jeden znajomy... dość specyficzna postać, do której nie mam jednolitego stosunku... zawołał mnie; odwróciłem się, zauważyłem jego niemalże drwiąco-groteskowy śmiech. Coś w stylu - he-he, widzę Cię, to już nie tajemnica... jaka tajemnica? Nie wiem.
Potem, kiedy wracaliśmy ze spaceru, spotkaliśmy Basię [przyjaciółka]... zauważyłem ją już z oddali. Charakterystyczna błękitna kurtka i blond włosy rzuciły mi się natychmiast. Poza zwykłym cześć i jej chyba małym zdziwieniem, dopowiedzeniu, że chyba Grześ mnie szukał, każdy poszedł w swoją stronę.
Wcześniej spotkaliśmy jeszcze Krzyśka... zwyczajne cześć, bez żadnych przystanków...
Wydaje mi się, że teraz większość osób w klasie będzie już powiadomiona o tym z kim to chodzę... ech, z jednej strony lubię te ploteczki... to obgadywanie.. to wszystko, czym ludzie myślą, że skrzywdzą, te słowa, w któe wierzą, a które nam najzwyczjaniej latają koło czterech liter... coś niesamowitego...
Mówiłem wcześniej o imprezach... że były w złym stylu... że mi sięna nich nie podobało... kilka notek wstecz mówiłem też o imprezie, z której wróciłem nieźle pogryziony, wkurwiony i w ogóle... Jakoś mi się to dziwnie skolidowało... zauważyłem, że będąc z Ptysiem, możemy się nieźle bawić, nie to, że bez żadnego alko, ale ogólnie na innym poziomie. Fakt, że przecież nie będę z nią rozpijać wina [doświadczenia kumpla, który to ma >poważny związek<], ale z Nią mam zabawę, której potrzebowałem wcześniej... Będąc na imprezach ze znajomymi, czułem jakoś, że nie chce mi się z nimi bawić, że nie odpowiada mi sama forma, jakaś wg mnie na swój sposób sztywna, melancholijna, na swój sposób spreparowana, do której nikt nie może się przyznać, że jest beznadziejna. W końcu alko, muzyka.. udawane przyjacielstwa, rozmowy na quasi-poważne tematy... A wszystko okraszone skwareczkami sztuczności, hipokrytyzmu i cynizmu. Łeh, łeh, łeh... nawet nie potrafią zrozumieć moich prostych słów, że nie należę do tej grupy. Oczywiście moi >przyjaciele< wypaczyli to na swój sposób, z jednej strony się zbijając i widząc moje jednorazowe odejście z tej grupki, z drugiej nie zauważając tego, o co mi chodziło.
Powiedziałem im, że do matury nie piję. Ogólnie, nie tylko z nimi. Choć w ich towarzystwie nie mam zamiaru spozywać napojów wyskokowych. Teraz przynajmniej mam dla kogo nie pić. I warto... Oczywiście >przyjaciele< wyśmiali ten projekt. Ja natomiast, używając swojej konsekwencji [całkiem nieźle zdeterminowanej], mam zamiar ostro przebudować plan swoich zajęć. Więcej nauki przerzucam na dni robocze, odciążając tym samym weekend. Chcę go spędzić z Nią. We dwoje, zwyczajnie, ciesząc się sobą... to rzeczywiście, będzie nieco męczące, ale tylko wypatrywać teraz świąt. Jakichkolwiek. Poza tym motywujęto wszystko tym, że muszę przygotować się jako tako do maturki...
Dodaj komentarz