Środa...
- za blokiem zrobili dzieciom plac zabaw... był też wcześniej, ale nie taki jak teraz... spółdzielnia widać się wysiliła, bo placyk wygląda niczego sobie... ofkoz spełnia swoje zadania pierwej sort - przyciągnął już tłumik dzieciaków, drących się, ganiających, cieszących, etc... jak to dzieci. Za bardzo nie można mieć do nich o to pretensji... o to, że są dziećmi...? No właśnie... ale są głośno i jak sięprzechodzi obok chodnikiem czuje się lekki... dyskomfort. Sam nie wiem dlaczego.
- byłem w mieście.. wiem, niesamowite, zakrawające na fantazję. A jednak! Wyściubiłem nos spoza 4 ścian i posunąłem na drugi koniec miasta z buta, żeby załatwić w urzędzie skarbowym dla brata jakieś pity... o dziwo biurokracja przywitała mnie całkiem sympatycznie - obsłużył mnie jakiś facet, całkiem miły... pomógł dopełnić rzeczy, wpisując jakieś pierduły, kazał dopisać co nieco i wsio. Nawet nie czekałem w tych niesamowitych kolejkach. Po drodze zaszedłem do apteki... po co - można się domyślić.
- pies żyje jeszcze. I jak na mnie żyć będzie. Co prawda nie jest to jeszcze okaz zdrowia, ale podobno jeśli miał przeżyć przedwczorajszy dzień - miał prawdopodobnie przeżyć w ogóle. Czyli jeśli przeżył jeszcze dwa dni - żyć pewnie będzie.
- w mieście widziałem parkę. Ludzi. Wiem, niesamowite. Co prawda nie była ona (parka) zbyt urodziwa... rzucił mi się od razu w oczy facet.. miał tak dziwnie charakterystycznie wysuniętą dolną szczękę... podobnie jak angole... większość z nich, jak widziałem, ma chyba wady zgryzu... ale ten chłop miał ją jeszcze podniesioną do góry, jakby w ogóle nie miał zębów... no nic, ludzie są różni - pomyślałem. Rzuciłem okiem na pannę - identycznie ułożone uzębienie/uszczękowienie czy cokolwiek tam innego. Pomyślałem, czy to przypadkiem nie rodzeństwo... ale szli za rękę... zatęskniłem.
- powtórki z histy ciąg dalszy. W sumie gówno napowtarzałem... ale mam jeszcze nieco czasu. Jednak dochodzę do wniosku, że lepej jest poświęcićten czas także na odpoczynek przed egzaminem. Większość czasu mam poczucie, że sobie nie poradzę, że będzie coś trudnego, etc. Z drugiej strony pojawiają się takie momenty, kiedy chciałoby się wziąć życie za rogi i posiłować... Muszę się nieco bardziej zmotywować, uspokoić... duża część sukcesu:)
- a więc jutro mój sąd... a potem niedługo kolejny... raz dwa i wakacje. A potem zobaczymy jak ze studiami. Najpierw zmierzymy nasze siły po egzaminie, potem zobaczymy gdzie wysyłamy glejt. Btw, polecam dziś serialik dla odstresowania na TVNie, jakośtak koło północy, może trochę wcześniej... całkiem niezła beczka. Ot tak przed maturą.
Pozdrawiam.
Będę 3mać kciuki, jak zwykle :D
Dodaj komentarz