Sobota nigdy nie smakowała tak dobrze...
Szliśmy nadal... rozmawialiśmy luźno, bez problemów... szliśmy i szliśmy.. dochodziliśmy do coraz to bardziej pięknych momentów naszego miasta w zimie... oczywiście oddalonych od całego cywilizacyjnego zgiełku. Wszystkie drzewa pokryte skorupami śniegu.. na ich gałęziach białe, mroźne, grube żyły, ciągnące się od samych koniuszków najmniejszych gałązek, aż po mocarne ciało. Niekiedy potęga natury wyrażała się w jaśniejących śnieżno-słonecznych rękawicach, zawieszonych na rękach drzew, niczym pred walką bokserską wielu zawodników... wszędobylska biel, zalewająca oczy... przebijającas się przez nią czerń, odzew podpierzynowego życia. I cisza... idąc przez jakiś czas w ciszy, zatrzymałej Ją... trzymając ręke nie mówiłem ani słowa. Ona też... w takim momencie nie można nic mówić... trzeba nawet umiejętnie oddychać, by nie spłoszyć ciszy. Oboje, wiedząc to, byliśmy cicho... i słuchaliśmy. Czegoś, czego nei słychać, co jest tak naturalne, a jednak takie dziwne, aż kalające cywilizacyjne uszy... trzeba umieć się do tego przyzwyczaić. I słuchać.
Spędzilismy po powrocie nieco czasu u Niej. Akurat nikogo nie było.. ale to nie trwało wiecznie... przyszli jej rodzice i minął mój komfort psychiczny, że nikogo nie ma w domu, poza nami... Po jakimś czasie wybyliśmy do mnie... bez większych sprzeciwów jej rodziców... jej ojciec nawet do mnie zagadał... w bardziej przyjacielski sposób...
Będąc u niej swego czasu, siedząc na łóżeczku, słuchając muzyki i zajmując się... sobą:), zacząłem w pewnym momencie się śmiać. Jadłem wtedy cukierka i pomyślałem, co by zrobił Ptysiek, keślibym w nią plunął tym cukierkiem. Śmiałem się zwyczajnie jak dzieciak, nie mogłem przestać. Kiedy Jej to powiedziałem, też wybuchła śmiechem... powiedziałem, żę to był taki spontan, że niekiedy mnie nachodzi i żeby się nie obraziła, jeśli kiedyś jeden z takich pomysłów wprowadzę w życie.
Kiedy właśnie dziś się całowaliśmy, Ona przyniosła takie zmyślne domowe urządzonko, zakładane na nadgarstek do mierzenia ciśnienia i pulsu. Byłem pierwszy... po chwili mierzenia pulsu pokazał się wynik: 84. Przy Niej, kiedy robiłem wszystko, żeby Jej wynik zawyżyć pokazało się... 104:)
Swego czasu, będąc u mnie, powiedziała mi, że kiedyś jeden chłopak całował ją >technicznie poprawnie<... wyszedł z tego nieźle beczkowy gag.. wyjaśniła mi, że wg mniej on pocałowałby tak każdą dziewczynie.. ogólnie nieźle, ale bez jakiegokolwiek uczucia. Dodała, że nie odczuła, że moje były kiedykolwiek takie.. tzn. poprawne technicznie:) Odpowiedziałem Jej, że jeśli uzna, że któryś był poprawny technicznie, niech mi powie - rozstaniemy się.
Dziś natomiast... działo się na moich włościach normalnie pięknie... rozmawiając z nią kiedyś, doszliśmy do wniosku, że to wszystko między nami postępuje bardzo szybko.. i rzzeczywiście.. dziś natomiast zaprzeczyliśmy temu nieco...
Jak to zawsze, przytulając się, całując, w prostych słowach - oglądając film - Ona rzuciła jakoś, że mnie zmolestuje... podjudziłem Ją nieco... i za moment siedziała na mnie... zaczęła całować mnie po całym ciele, od pasa w górę... myślałem, ze tam nie zdzierżę... i choć ona jest świeżutka w tym wszystkim (ja także), bawiłem się znakomicie... zwyczajnie myślałem, że zwariuję... mam na odatek łaskotki w okolicach brzucha i żeber... Ona o tym wie... i wykorzystuje, Ptysiek jeden no! Ruszyło mnie to dość mocno... Choć to było odpowiedzią na moje wcześniejsze pieszczoty.
Jednak nie lubię pozostawać dłużny... tak też było i w tej sprawie... postanowiłem się odwdzięczyć. Położyłem ją na plecach... delikatnie podciągnąłem bluzkę. Po chwili ją zciągnąłem, zauważając, że nie pasuje mi do repertuaru pocałunków. Niestety z przedwczorajszej rozmowy na temat nie dotykania pewnych części ciała i nie-rozpinaniu stanika, wyszło, że teraz Ona leżała w czarnym staniczku, a ja zalewałem ją pocałunkami... ech... ten wzmagający w pewnych momentach oddech, nad którym nie mogła zapanować... miodek. Jednak jak postanowiliśmy, do niczego więcej nie doszło. I dobrze... milutkie jest takie poznawanie siebie... powolne, bez pośpiechu...
Jak zawsze skupiłem się na wydarzeniach, a nie na ich sensie... ech.. ale dziś na to nie mam już czasu i siły... jest cały tydzień, w którym będę to wspominać, więc i okazja do napisania notki się znajdzie...
Pozdrawiam.
Dodaj komentarz