Wielki dzień?
Pisanie przy dźwiękach, które nie współgrają z moją duszą. Ciężko teraz jej odpowiedzieć na wołanie, sam nie wiem czego chce. Ale dzieje się coś dużego, dobrze chyba.
Dziś ofkoz buda, a nudno, jak cholera. Mało kiedy jest aż tak beznadziejnie. To jednak nic. Dziś coś się zmieniło. Jak zawsze próbowałem wyłapać z tłumu Kochanie. Właśnie coś z nią dziś się zmieniło, a raczej w moim podejściu do Niej. Jak zawsze Kochanie wyglądało ślicznie, ale nie tak, jak zawsze. Wbrew temu, do czego mnie przyzwyczaiła, dziś ubrała taką fioletową, obcisłą bluzkę, która podkreślała jej kobiecość. I własnie dziś spojrzałem na nią jak na dziewczynę pod względem... hm.. jakby to ująć...? Pod takim względem, pod jakim większość chłopaków patrzy na dziewczynę. I nie powiem, żeby mi się nie spodobała. Jest po prostu śliczna. Ale to chyba chemia mojego mózgu, co nie ujmuje jej niczego. Popatrzyłem na nią całą, na tyłeczek w dżinsach, na piersi w tej fioletowej bluzce, jak zwyczajny samiec na dziewczynę. I qrde to, co do niej czułem jeszcze bardziej się dopełniło.
Na bioli oglądaliśmy jakiś film, chyba coś o zapłodnieniach. Nie ważne. Siedząc, zernkąłem okiem na Nią. Raz, drugi, trzeci. Próbowałem się nie gapić w taki perfidny sposób, jak to się przeważnie robi. Spojrzenie raczej krótkie, raczej nieśmiałe. Ale potem miałem całkiem dobre miejsce ku temu w gąszczu innych osób. Odwróciłem, nieco głowę, popatrzyłem. To, co się we mnie stało, aż trudno opisać. Qrde, tak mnie coś walnęło w środku, taki K.O. że nie zauważyłem nawet co to było. Jakbym się drugi raz w niej zakochał. Normalnie porażenie mózgowe.
Zacząłem się irytować tym wszystkim. Nie, nie Kochaniem, nie uczuciem, ale tym, że nie mogę się z Nią spotkać, że qrde czekam na cholerne spotkanie od już nie wiem ile czasu, że aż się pogubiłem w rachubie (klasa mat - fiz, widać:) ). Na którejś lekcji dałem jej do zrozumienia, że czekam nadal na to kiedy będziemy mogli się spotkać. Potem niemalże to na Niej wymusiłem. No, powiedziałem, że chcę ja odprowadzić do domu, umówiliśmy się na takie coś na jutro, dziś nie odpowiadały pory. Oka, też jest oka.
A więc jutro mój wielki dzień. Wreszcie będę mógł z Kochaniem się spotkać. Porozmawiać. Duzo od jutra będzie zależało. Mam taki mętlik w głowie, że szok. To, co wcześniej pisałem, o tych przeciwstawnych emocjach teraz nabiera na sile. Ale pośród tego zamętu jest jakaś prosta droga, jakaś ścieżka, która wydaje mi się być słuszną. Jak to będzie okaże się jutro.
"Bądź zdrów! – a tak się żegnają nie wrogi, lecz dwa na słońcach swych przeciwnych – Bogi"
Dodaj komentarz