Zlodzieje czasu, vol. II
Notka pisana w jakims dziwnym stanie wyostrzonych zmysłów... nie wiem, czy to kawa... czy samoistne wyrwanie ze snu... ale czuję, jakbym był niesamowicie zaostrzony w niefizycznych krawędziach mojego >ja<...
Z tego, co się ciekawego wydarzyło, mozna by przytoczyć dwie rzeczy; obie związane ze szkołą. Pierwsza to sprawdzian z fizy... o dziwo poszedł całkiem nieźle... uczyłem się do niego wczoraj mało solidnie, jednak wiedziałem co nieco z lekcji. Zadania też były w miarę do zrobienia, więc opuściłem tylko jedno - tak, musicie wiedzieć, że jestem raczej antytalenciem, jeśli chodzi o przedmiot ścisły, toteż daję się wykazać w tej dziedzinie innym. Druga sprawa wydarzyła się, kiedy szedłem spokojnie po korytarzu ze znajomym z klasy... idziemy, idziemy... a tu nagle zagadnął do nas, ni stąd ni zowąd, historyk nasz osobisty. Zapytał kumpla, czy nie ma już jego żadnych książek... Dobra ściema nie jest zła... po momencie przeszedł do mnie. Podobno szukał mnie już wczoraj, ale jakoś o tym zapomniałem... zagadnął mnie, że ma nowy aparat cyfrowy (łał:P), ale nie wiedzieć dlaczego, nie może wykorzystać w pełni oprogramowania, które było do niego załączone. Wychodząc z założenia, że niby znam się na informatyce i kompach, wysnuł mniemanie, że będę w stanie mu pomóc. Więc powiedział, że jeśli będę mieć wolny czas, żebym wpadł do niego i pomógł mu w tym. Normalnie jaja chyba sobie ze mnie robią... ale przecież odmówić nie wypada:)
Zwróciłem dziś w szkole uwagę na koleżankę... Beatę... imprezowałem z nią ostatnio... z nią też. Popatrzyłem jak dziś quasi-dumnie siedziała na matmie. Sama w ławce wyglądała śmiesznie z tą swoją dumą... kiedy pomyślałem o ostatnich rzeczach, które widziałem, skontrastowało mi się to tak silnie, że mało brakowało, a wybuchłbym śmiechem. To jednak minęło, a zamiast tego wzięło mnie jakieś zniesmaczenie...
Rozmawiałem z nią swego czasu na temat jej i mojego dobrego kumpla. Spotykali się jakiś czas temu ze sobą. Jednak chyba źle zrozumieli swoje przeciwne w treści sygnały... Wyszło na to, że powiedziała o kumplu, ze to >ciota<. Wnioskowałem dlaczego.. po jakimś czasie dowiedziałem się, że chodziło jej o tempo rozwoju ich znajomości... Rozmawiałem też z kumplem o tym... on mówił, że to koleżanka, spotkali się parę razy, porozmawiali. I dla niego było to chyba to, czego chciał... Ona jednak, określając go w ten sposób, zwyczajnie jeszcze niżej stoczyła się w moich oczach. Z jednej strony wygląda na tak dumną, że prawie niedostępną, narzucającą swoją wolę [nienawidzę, kiedy mówi mi co mam robić], z drugiej strony wymaga chyba od faceta, żeby na pierwszym czy drugim spotkaniu zdarł z niej bluzkę, dźinsy podarł w strzęp, jednym silnym tuchem pozbawił bielizny, wszedł jak historyczny, rosyjski walec, przerżnął brutalnie i zostawił. Chyba sama nie wie czego chce... ale bardzo dobrze wychodzi jej chamstwo w wydaniu, którego się dopuszcza, a którego nie widzi... zaiste bardzo interesujące. To, że ostatnio zaczęła się do mnie przypieprzać, to normalne akurat. Ale kiedy rozmawiając ze mną o Justynie, spytała, czy ja już naprawdę nie mam gustu - przegięła. Zwyczajnie i do końca.
Kiedy Justyna była z moim kumplem, wcześniej, poszła pewnego razu na imprezę. Do innego chłopaczka z klasy, było tam sporo ludzi klasowych... kumpel myślał zapewne, że będzie się dobrze bawić... i chyba bawił. Ona natomiast wyszła na balkon... w kręgu nieznajomych ludzi zwyczajnie odseparowała się od wszystkich, jednocześnie od osoby, z którą przyszła. Ja zapewne bym wyszedł zwyczajnie, nie mówiąc nic nikomu. Wracając do tematu... z tej imprezy chyba wszyscy wnioskują, jaka Ona jest naprawdę... Niedawno rozmawiałem z jedną dziewczyną... dobrą znajomą, nie przyjaciółką [to miano ma jedna osoba]. Rozmowa była na terenie szkolnym -> czytaj przerwa śródlekcyjna. Gadaliśmy o feriach... zeszło po chwili na to, że z kimś jestem... i ponownie po tym, jak powiedziałem, że z Justyną, ona prawie że krzyknęła ze zdziwienia. Ale, że nasze relacje są na o wiele głębszym, niż normalnie, poziomie, pytała nadal: dlaczego? Charakter...? Tak - odpowiedziałem... wreszcie, choć przypadkowo, ktoś załapał, ktoś kurwa wreszcie odkrył tą tajemnicę stworzenia.
Teraz na temat przyjaźni... jedna przyjaciółka, własnie ta - jedna, mimowoli, bądź i nie, zaprosiła mnie na Alexandra. Ma go podobno na dysku, a że spodobał jej się konik Alexandra, powiedziała, że jeśli mam ochotę, to żebym przyszedł do niej i oglądniemy to razem... ona ma świra na punkcie koni i powiedziała, że może to oglądać bez końca dla samego konia Alexandra. Nie chciałem pytać o szczegóły projekcji filmu... była końcówka lekcji, nie czas ni miejsce do tego typu ustaleń. Jednak osobiście nie chcę na razie nic robić, dopóki w mieście jest Justyna. Chciałbym z Nią spędzić ten czas... Poza tym jakoś dziwnie mi będzie spędzać czas z inną dziewczyną, wiedząc, że Ona jest w innym mieście. Oczywiście pojmuję też, że to nie będzie randka, ale gdzieś głęboko we mnie jest obawa, że coś tu nie pasuje... W ferie zaprosiła mnie na narty... sam na sam... teraz ten film... boję się, że to może być coś więcej, niż tylko koleżeńsko-przyjacielskie spotkanie. A nie chciałbym jej skrzywadzić.
Poza tym za dobrze mi jest z Nią. Początek tego wszystkiego już chyba minął... ale nadal czuję, że tej osoby szukałem przez bardzo długi okres życia... przy Niej nie muszę udawać, nie muszę wygłupiać się na siłę, bo inni tego oczekują, nie muszę robić totalnie nic... wystarczy, że jestem przy Niej, a Ona przy mnie... wypełniamy się wzajemnie, rozumiemy, ufamy... Kiedyś Justyna powiedziała mi, że kiedy była z moim kumplem, nocowała jednej nocy u kogoś innego. To był podobno bardzo dobry kolega. Tak, czy inaczej, powiedziała mi, że doszło między nimi do czegoś więcej. Zaufała mi. Potem, kiedy oni nie byli już razem, a my jeszcze nie byliśmy ze sobą, podczas chlania u kumpla, z którym była, powiedziałem mu o tym. Choć nie powinienem. Kiedy zaczynałem z Nią się spotykać, w pewnym momencie mnie to zabolało. I bolało coraz mocniej. Aż wreszcie powiedziałem Jej... choć nie wiedziałem totalnie do czego to może prowadzić. Nie była zła... powiedziała, ze to nawet i dobrze, że się dowiedział... zrozumiała chyba mnie. Cieszyłem się, że Jej to powiedziałem i że tak zareagowała.
Nie wiem jak, ale budujemy między sobą coś, wydaje mi się, bardzo trwałego. Jednak przeraża mnie spotykanie się jedynie w weekendy... No i jakieś święta... z jednej strony mam maturę niedługo i chciałbym się do niej przygotować jak najlepiej... z drugiej strony chciałbym być z nią jak najwięcej... czas przy niej zwyczajnie gdzieś przecieka mi niezauważenie przez palce... Choć jesteśmy razem od około dwóch tygodni, nawet niecałych, nie wiem, jak żyłem, kiedy Jej nie było... i choć nie używamy najmocniejszych słów względem siebie, oboje wiemy, że jesteśmy przy sobie, że możemy na siebie liczyć... miło jest tak wziąć kogoś za rękę i iść przez życie z podniesioną głową.
Dodaj komentarz