Zlodzieje czasu
- Marku, myślałeś o smierci...? - Tak - odpowiedziałem nie kłamiąc.
Dalsza część dość delikatnej rozmowy potoczyła się gładko. Wypytałem dlaczego ten temat poruszyła. Odpowiedź zapewne ugięłaby mi nogi... nie stało się tak, gdyż siedziałem. Powiedziała mi, że Ona też o tym myślała. Jako osoba nie wierząca w boga, chciała iść do kościoła.. pożegnać się z tym wszystkim... miała wrócić, napisać kilka listów i najzwyczajniej w świecie...
Nie rozumiałem nieco Jej powodów. Zastanowiłem się: nie miała problemów w domu, nie jest z jakiejś patologicznej rodziny, ma oboje rodziców, którzy Ją raczej kochają. Ma niezłego brata. W szkole również nie ma problemów, jest jedną z lepszych uczennic. Również Jej życie osobiste nie było naznaczone tak wielkimi znamionami, ażeby mogła posuwać się do takich kroków.
Zapytałem, czy to, co się rodzi między nami, nie jest warte żyć, czy możliwość tworzenia czegoś podobnego przez nią i innych, potencjalnych facetów w Jej przyszłym zyciu nie jest warte życia. Odpowiedziała, że spokanie(nia) ze mną odwiodły Ją od tego zamiaru. Zamiar nie zawsze oczywiście się przekłada na czyny; do tego trzeba nie lada odwagi. Ale wspomniała, że byłaby na to gotowa - rodzina i przyjaciele nie zatrzymywali jej mentalnie.
To nie był jeden z tanich chwytów a`la >jak ze mną nie będziesz to się potnę<. Tu szło o coś więcej. Osoba jest zbyt inteligentna, dumna, żeby posuwać się do takich kroków. Tak czy inaczej poczułem w tamtym momencie, że komuś na mnie naprawdę zależy. Poczułem się przywłaszczony, jednak z dobrej strony.
Patrząc na to inaczej, wolę nie myśleć co by mogło się stać, gdyby w jakiś sposób nie doszło do naszego spotkania. Przecież to, że ją do siebie zaprosiłem, zakrawało na zwyczajny spontan. Po prostu powiedziałem, żeby wpadła. Byłem ciekaw jaką jest osobą w realu. Dwa tygodnie potem nie byłoby kogo zapraszać.
Powiedziałem jej, że dość to miasto miało już śmierci młodych ludzi; że nie chcę Jej stracić, nie teraz i nie w taki głupi sposób. Wiedziała... i dobrze.
Oboje wymieniliśmy się spostrzeżeniami, słowami, zdarzeniami, które nas do siebie zbliżyły. Mentalnie, psychicznie, czując jakąś przynależność, zależność. Bardzo dobry i miły stan.
Oglądaliśmy dziś u Niej Romeo i Julia, ten okrzyczany musical. Całkiem niezły (pokazowe sceny walki mieczykami)... Ale nie to tytułowo skradło nam czas. Potem przyszła do mnie. Oglądaliśmy Adasia i jego mistrzowskie loty. Potem zwyczajnie zajęliśmy się sobą. W pewnym momencie powiedziała, że musi iść. Było po 18, mniej więcej 18:30. Nie chciałem jej puścić. Po kilkuminutowym droczeniu się, powiedziała, że zostanie do 19, i ani chwili dłużej:) Pocałowałem Ją... tak... nawet miło. Tzn zawsze miło, ale tu było miło miło. I ktoś skradł pół godziny. Bo następną rzeczą był dźwięk ustawionego przez Nią na 19 budzika. Hym... zastanawiające... uprowadzony przez UFO na pół odziny...? Milusie uprowadzenie... których i Wam na koniec notki życzę.
Dodaj komentarz