Bez tytułu
Niedawno byłem u Izy. Zaprosiła mnie na herbatke, czy coś takiego. Poszedłem, miałem ochote. Początkowo się troszkędenerwowałem, jeszcze jak szedłem, ale kiedy tylko przestąpiłem próg jej mieszkanka, od razu zrobiło mi się jakoś lżej. Poszliśmy do jej pokoiku, jak zawsze początki nerwowe... Ale potem było ok, oboje się wyluzowaliśmy, nie było skrępowania podczas rozmowy. Powiedziałbym nawet, że mi się podobało...
Tak czy inaczej dochodzę do różnych refleksji. Jakaś częśc mnie chciałaby się poddać temu wszystkiemu, mógłbym zobaczyć jak to wszystko wyjdzie, poddać sięswobodnie wiejącemu wiatru przyszłości, poczuć jego smak, zapach, jego całe stworzenie. Jednocześnie jakaś mała część mnie wzbrania sięprzed nim, neichce go przyjąć, otwiera mój mimowolny parasol, ochrania przed możliwością krzywdy.
Najgorsza jest jednak ta szara część, która pozostała pomiędzy dobrem i złem, czarnym i białym. Ta szarość mnie rozbija, rozbijała od środka, wypalała po trochu, toczyła jak rak schorowane ciało, powoli i konsekwentnie, zadając ból...
Każdy człowiek na swojej drodze musi napotkać na znak. Na drzewo wiadomości złego i dobrego i odczytać tą prawdę, do której dosięga umysłem. Ja dosięgnąłem do miejsca, które mówi, żebym podjął drogę trudniejszą i bardziej wyzywającą.