Bez tytułu
Po cięzkim tygodniu pracy przyszedł czas oczekiwanego wypoczynku. A pracy było całkiem sporo... najbardziej doniosła była chyba olimpiada z histy. Początkowo myślałem, że tylko wejdę tam, facet powie pytania i wyjdę. Nie miałem nadziei na żadne rewelacje... i rzeczywiście.. facet czytał pytania, a ja czarna magia... nic nie wiedziałem. Przed olimpiadą myślałem, że fajne by było pytanie z kultury starożytnych Greków/Rzymian, ale ofkoz nie było tego. Jak nauczyciel dalej czytal pytania, ja zapadałem się coraz bardziej w otchłani niewiedzy. Aż wreszcie wyjechał z tematem: 'Wojna secesyjna: geneza, przebieg, skutki'. No kurwa wasza mać, miałem to niedawno na hiście, całkiem niedawny temat + to, że na kartkówie był... akurat oglądałem jeszcze jakieś programy historyczne na Discovery na temat wojny secesyjnej, coś na temat Lincolna... No więc pojechałem z tematem, 7.5 stron podaniowych... Troszkę mnie to jednak zmęczyło; nie, żeby ilość, po prostu dużo myślenia.
Dziś jednak po raz kolejny spotkanie z Emilką. Wpadła do mnie... czas akurat umówiony. Nie było mamy, pojechała na grzyby... byliśmy sami... kupiłem dwa piwka, snickersa (mówiła, że chciała zjeść snickersa i browarkiem popić...). Posiedzieliśmy trochę, pogadaliśmy... o dziwo z nią mogę rozmawiać o duperelach, z nikim innym nie potrafiłem.
Poza tym chyba już wspominałem, że Emilka miała jakąś nieciekawą sprawę ze swoim chłopakiem. Ogólnie była z nim jakiś czas, potem on sobie namotał w życiu i ma wyrok. Tak czy inaczej przebywa teraz w Niemczech na zasadzie 'przyjadę tego i tego, albo i nie'. Motyw 'kochania' go i bycia dalej razem zjeżdża się już do tego stopnia, że daje możliwość wykorzystania całej sytuacji. Ktoś tu powiedział, że dobrze jest umiejętnie wykorzytywać sytuacje życia dla swoich przyjemności. Prawda... zauważyłem, że nienawidzę niezdecydowania, swojego. Swojego to już naprawdę; aczkolwiek dzisiaj byłem bardziej zdecydowany niż kiedykolwiek wcześniej. I nie dlatego, że wypiłem piwo, czy dlatego, że zdobywa się w życiu jakieś doświadczenie. Teraz widzę, jak wiele zależy od drugiego człowieka.
Otóż takiej dziewczyny jak Emilka nie miałem jeszcze nigdy. Osoba jest bardzo energiczna, widać w niej namacalnie ten szesnastoletni, charakterystyczny zapał. Poza tym nie ukrywa tego, że mnie lubi, nie boi się tego okazywać... tym większy plus. Widać, że ma doświadczenie z chłopakami; może po prostu wie jak się zachować. Tak czy inaczej nie jest osobą, na której niby to trzeba wymuszać swoje działania, jak np. pocałunek, choć przyznam się, że z tym tutaj jest nieco inaczej.
Kiedy rozmawiałem z nią wcześniej, dziewczyna powiedziała, że uważa pocałunek, jako akt zdrady wymierzony przeciw chłopakowi z Niemiec. Fakt, że całowała się od tego momentu jakieś 7 razy (fajnie, że mi to powiedziała;)) nie stanowił problemu. Za bardzo nie obchodziło mnie to co robiła wcześniej. Nie wiem dlaczego, ale nie przejąłem się nawet tym, kiedy powiedziała, że oddała swojemu chłopakowi wszystko, co miała, 'nawet siebie'.
Wracając jednak do sprawy pocałunku... akt zdrady... dzisiaj... kolejny. I rzeczywiście ja musiałem do niego doprowadzić... aczkolwiek sprowokowany totalnie, jakby tego chciała. I nie jest to usprawiedliwienie mnie, czy jej. Po prostu stało się, gdyby się nie stało, zapewne ten... 'związek' uległby zwyczajnej, czasowej degradacji, jak psująca się żywność po terminie ważności. A że osoba wydaje mi się interesująca, postanowiłem popchnąć to dalej.
Kurwa wasza mać, nie spotkałem jeszcze osoby, która by tak dobrze całowała... zna się dziewczyna na rzeczy, nie powiem. Poza tym potrafi dotknąć chłopaka (mnie?) tak, że jest po prostu miło. I nie jest zbytecznie przy tym skrępowana. Podoba mi się w niej ta otwartość. Ogólnie jest bardzo 'liberalna' jeśli chodzi o kontakty damsko męskie, z tym zastrzeżeniem, że nie jest osobą, o któej można by źle powiedzieć, wlaśnie w tym kobiecym aspekcie.
Jeszcze jeden motyw - to, że kiedy się dziś całowaliśmy, moje rączki zaczęły błądzić gdzieś koło zapinki jej stanika i bez problemu mogłem użyć tego zmyślnego urządzenia do wyswobocenia jej kibici:) Nie prostestowała, powiedziała coś w stylu, że 'zaraz mnie tu rozbierzesz'... no i miała rację, rozebrałbym ją. Fakt, że ja już byłem bez koszulki i tak samo szybko ona mogła znaleźć się bez swojego sweterka był tym bardziej przyjemny. Miałem z niej już go ściągać, keidy siedziała na mnie okrakiem, ale coś mnie powstrzymało. Zapewne gdybym to zrobił nie zatrzymałoby się na swetrze. Robiło się coraz bardziej późno. Może to właśnie ta niecodzienna na te sprawy pora mnie nieco wyhamowała?
I dobrze się stało, bo po kilkunastu(dziesięciu?) minutach dwa dzwonki do drzwi... mama wróciła z grzybów. Trochę dziwnie by wyglądało, jakbyśmy byli nadzy... a w ten sposób mama tylko spytała czemu mam taką podrapaną klatę... rzeczywiście, bejbe się nieco zagalopowało w 'pieszczotach', bo cały byłem pokryty czerwonymi krechami wzdłuż klatki po jej paznokciach... ot tak, wypadek przy pracy. Jak zawsze wybrnąłem z tego pytania wymijająco. Nie ma co uświadamiać mamy w takich kwestiach:) Jeszcze by mi siętu rozchorowała na nerwy, czy jakoś tak, że jej dziecko dojrzewa za szybko;) A tego przecież nie chcemy...
I w ten sposób dochodzimy do sedna sprawy. Choć ten związek może wydawać się dziwny, czy bez szans, nie ma czemu od razu spisywać go na straty. Skoro jest teraz przyjemnie i nadal się cała sprawa rozwija, nie będę przeszkadzać. Może nawet popchnę to nieco do przodu sam. W końcu taka sztuka nie pojawia się często...
Pozdrowienia dla Was (chyba dobry humor mam;))