tytuł
Sinusoida życia...
Dni leniwe, sprawiane przumysem.
Doby przewidywalne do bólu, takie, jakie lubię. Piasek powoli odmierzany w klepsydrze wieczności... mozolne ziarenka przesypują się; jedno po drugim. Wszystko 'pod ludzką kontrolą'.
Dni, w których od natłoku rzeczy, można usiąść i się rozpłakać.
Dziś wypad w teren; 110% wysiłku.
Jutro. Czyżby też?
Może nie - administracja: dziekanat, indeks, wpłata czesnego, podbicie legitymacji... administracja... użeranie się z 'ludźmi' w pracy.
Wyjazd; święto zmarłych... w którym momencie założyłem mamie internet? Chyba tego nie zrobiłem... Wróć! Z tym to jeszcze raz gdzieś...
Kolejny miesiąc...? Spiąć się w sobie. Zorganizować. Jeszcze mocniej. Jeszcze bardziej...? Młody kapitalista? Z czym to się je? I gdzie?
Gdzieś między podnóżem, a szczytem klepsydry...