Ok, ten dzień nie był za zbytnio udany już na samym starcie, bo zarwałem nockę, jedną z nielicznie pamiętanych od wielu tygodni, grając w Black & White... Ech te stare czasy... Poszedłem więc spać jak się robiło jasno, koło 3, może 4...
O 9 wpada do mnie siostra, że telefon z komisji rekrutacyjnej... ja w ciężkim szoku, dopiero obudzony, nie słyszałem w ogóle telefonu (nieczęsto się zdarza), w ogóle jakiś ogłuszony rzeczywistością, ze snu wyrwany, ciągnę się jak zewłok do telefonu... Zaczyna do mnie jakiś chłop namiętnie rozmawiać, prawie jak te ziomki z radia zet o ponętnych, hebanowych głosach... A ja nawet nie wiem o co mu się rozbiega... No i w potoku informacji coś do mnie dotarło, że ofkoz coś nie tak z papierzyskami... Facet coś mi mówi, że dotarły do nich dokumenty, że też te, które dostali potem, tj. odpis notarialny świadectwa, że huj go wie co, myślałem, że może uda mi się jakoś przekimać, a on nie zauważy... potem coś do mnie o pieniądzach gada i deklaracji językowej, co to niby w złej wercji (:/)...
No i się zaczęło.. powiedziałem mu, że to załatwię i postaram się wysłać poprawione rzeczy...
Miałem już iść spać, ale kurwa zdałem sobie wreszcie sprawę czego ten chłop ode mnie chciał... wyobraźcie sobie, że wpłacacie pieniądze na konto... i dostajecie świstek, że zapłaciliście... i taki świstek macie wysłać na uczelnię, celem potwierdzenia zapłacenia (1 - wiem teraz, że można było wysłać kopię czegoś takiego; 2 - czemu oni nie mogą tego weryfikować w banku...?). Jak nie macie tego pizdrzyka, bo wysłaliście to do szkoły, bo przecież mówili, żeby wysłać, a potem chłop do was dzwoni do domu i rozbudza w środku ranka i mówi, że jednak tego nie mają (jak do kurwy nędzy mogą nie mieć?!), a strasznie potrzebują, zaczyna się kłopot...
Tak się tym skurwysyństwem zdenerwowałem, że już nawet nie zasnąłem... Myślę, ze jak nie ma tego, a trzeba to jak dostać? Z banku...? Tja.. poszedłem z rańca, okazało się, że oddział banku jest od 13:15... poczekałem, pozałatwiałem inne sprawy... poszedłem tam z Sis.. powiedziałem babie o co mnie się rozbiega, poparzyła, poszukała, opierdoliła mnie i poszedłem jeszcze bardziej wkurwiony... ale wróciłem z posiłkami i koniec końców - babka wystawiła papier ze wsteczną datą. Wysłałem. Jak mi jutro zadzwonią, że czegoś nie ma, jak tam pojadę, jak kurwa zrobię porządek...
Biurokracja...
Pozdrawiam.
No nie dam rady qrwa z nimi...
Dzwoni do mnie dziś jakiś śmiechowy koleś i mi bardzo uprzejmie mówi, że kurna muszę przysłać na prawo na uczelnię inne papiery, bo kurna podobno podanie na studia mam w wersji starej, a aktualna wersja jest do ściągnięcia w necie...
Miałem jeszcze jedną kopię starego podania.. porównałem z tym nowsiejszym ponoć... no kurwa, znalazłem dwie rzeczy, które się zmieniły, a to tak cholerenie, że praktycznie nie wpływa to w żadnym stopniu na jakość danych zawartych w podaniu. O zgrozo...
Podanie, żey było smiesznie, wziąłem z sekretariatu szkoły...
Do tego pan uprzejmie zakomunikował, że nie podpisałem się pod deklaracją językową, więc żebym to też przysłał...
Fux, że dzwonił teraz, a nie za tydzień;)
P.S. Odliczanie zaczęte! Od 4! I raaazem...
Okiej... niedziela dziś... a to znaczy, że... Kochanie zostaje jeszcze dzisiaj:) Wszystko po to, żeby pobyć jeszcze jeden dzień razem... jeden dzień przed rozstaniem, ktore nie mam pojęcia ile będzie trwało...
Plany są odnośnie długości pozostania u siostry, ale, prawdę mówiąc, jak zobaczę jak smakuje kasa, którą sam zarabiam, nie wiem, czy tak łatwo będzie mi się stamtąd wyrwać... poza tym stawka nie jest taka mała, dziennie wyjdzie mi około 160 zeta. Taka szansa może już się nie pojawić... a że takie miliony na ulicy nie leżą... ych... zobaczymy jak to będzie...
Do piątku już niewiele... pozałatwiać kilka spraw jeszcze, potem można czekać na busa i w drogę... ku zachodzącemu słońcu.
Jednak jeśli tam będę, niestety zaniedbam mocno bloga... nie zdziwcie się więc, jeśli nic tu się nie pojawi od piątku przez kolejne kilka tygodni.. zapewne będę żył, ale bez netu:)
Najgorsze jest jednak to, że nie będę miał jak się kontaktować z Kochaniem... listy raczej odpadają, bo zanim wyślę jeden, niedługo potem pewnie przyjadę do Polski... patrzyłem też na cenę SMSa w Niemczech w Idei... skurwiele biorą chyba 2 zeta od wysłanego SMSa. Hm... może kupię kartę w Niemczech i pożyczę telefonik od Sis...? No zobaczy się jeszcze... jakoś to będzie... albo głucha cisza przez kilka tygodni...
Ciekawo, jak to będzie...
Pozdrawiam.
- Kochanie wczoraj przyjechało:) Ot taki mały prezencik...
- fajnie nawet...
- a dziś spacerek z Nią... to nic, że jak byliśmy w trakcie, idąc w lasku zaczęło grzmieć... jak doszliśmy nad wodę, jak przypierdolił deszcz, to głowa mała... zimno po huju:) I fajnie, przemoczeni, wracaliśmy sobie razem... ja półnagi, Kochanie wyglądające słodko, jak siedem nieszczęść w przemoczonych ubrankach - szliśmy, mijając jakichś ludzi...
- a teraz testuję sobie nowe liczniki... więc kurna nabijać, nabijać!