• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

chaos-angel

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
27 28 29 30 01 02 03
04 05 06 07 08 09 10
11 12 13 14 15 16 17
18 19 20 21 22 23 24
25 26 27 28 29 30 31

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2011
  • Sierpień 2011
  • Listopad 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Kwiecień 2007
  • Styczeń 2007
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003

Archiwum 22 października 2004


Bez tytułu

Po cięzkim tygodniu pracy przyszedł czas oczekiwanego wypoczynku. A pracy było całkiem sporo... najbardziej doniosła była chyba olimpiada z histy. Początkowo myślałem, że tylko wejdę tam, facet powie pytania i wyjdę. Nie miałem nadziei na żadne rewelacje... i rzeczywiście.. facet czytał pytania, a ja czarna magia... nic nie wiedziałem. Przed olimpiadą myślałem, że fajne by było pytanie z kultury starożytnych Greków/Rzymian, ale ofkoz nie było tego. Jak nauczyciel dalej czytal pytania, ja zapadałem się coraz bardziej w otchłani niewiedzy. Aż wreszcie wyjechał z tematem: 'Wojna secesyjna: geneza, przebieg, skutki'. No kurwa wasza mać, miałem to niedawno na hiście, całkiem niedawny temat + to, że na kartkówie był... akurat oglądałem jeszcze jakieś programy historyczne na Discovery na temat wojny secesyjnej, coś na temat Lincolna... No więc pojechałem z tematem, 7.5 stron podaniowych... Troszkę mnie to jednak zmęczyło; nie, żeby ilość, po prostu dużo myślenia.

Dziś jednak po raz kolejny spotkanie z Emilką. Wpadła do mnie... czas akurat umówiony. Nie było mamy, pojechała na grzyby... byliśmy sami... kupiłem dwa piwka, snickersa (mówiła, że chciała zjeść snickersa i browarkiem popić...). Posiedzieliśmy trochę, pogadaliśmy... o dziwo z nią mogę rozmawiać o duperelach, z nikim innym nie potrafiłem.

Poza tym chyba już wspominałem, że Emilka miała jakąś nieciekawą sprawę ze swoim chłopakiem. Ogólnie była z nim jakiś czas, potem on sobie namotał w życiu i ma wyrok. Tak czy inaczej przebywa teraz w Niemczech na zasadzie 'przyjadę tego i tego, albo i nie'. Motyw 'kochania' go i bycia dalej razem zjeżdża się już do tego stopnia, że daje możliwość wykorzystania całej sytuacji. Ktoś tu powiedział, że dobrze jest umiejętnie wykorzytywać sytuacje życia dla swoich przyjemności. Prawda... zauważyłem, że nienawidzę niezdecydowania, swojego. Swojego to już naprawdę; aczkolwiek dzisiaj byłem bardziej zdecydowany niż kiedykolwiek wcześniej. I nie dlatego, że wypiłem piwo, czy dlatego, że zdobywa się w życiu jakieś doświadczenie. Teraz widzę, jak wiele zależy od drugiego człowieka.

Otóż takiej dziewczyny jak Emilka nie miałem jeszcze nigdy. Osoba jest bardzo energiczna, widać w niej namacalnie ten szesnastoletni, charakterystyczny zapał. Poza tym nie ukrywa tego, że mnie lubi, nie boi się tego okazywać... tym większy plus. Widać, że ma doświadczenie z chłopakami; może po prostu wie jak się zachować. Tak czy inaczej nie jest osobą, na której niby to trzeba wymuszać swoje działania, jak np. pocałunek, choć przyznam się, że z tym tutaj jest nieco inaczej.

Kiedy rozmawiałem z nią wcześniej, dziewczyna powiedziała, że uważa pocałunek, jako akt zdrady wymierzony przeciw chłopakowi z Niemiec. Fakt, że całowała się od tego momentu jakieś 7 razy (fajnie, że mi to powiedziała;)) nie stanowił problemu. Za bardzo nie obchodziło mnie to co robiła wcześniej. Nie wiem dlaczego, ale nie przejąłem się nawet tym, kiedy powiedziała, że oddała swojemu chłopakowi wszystko, co miała, 'nawet siebie'.

Wracając jednak do sprawy pocałunku... akt zdrady... dzisiaj... kolejny. I rzeczywiście ja musiałem do niego doprowadzić... aczkolwiek sprowokowany totalnie, jakby tego chciała. I nie jest to usprawiedliwienie mnie, czy jej. Po prostu stało się, gdyby się nie stało, zapewne ten... 'związek' uległby zwyczajnej, czasowej degradacji, jak psująca się żywność po terminie ważności. A że osoba wydaje mi się interesująca, postanowiłem popchnąć to dalej.

Kurwa wasza mać, nie spotkałem jeszcze osoby, która by tak dobrze całowała... zna się dziewczyna na rzeczy, nie powiem. Poza tym potrafi dotknąć chłopaka (mnie?) tak, że jest po prostu miło. I nie jest zbytecznie przy tym skrępowana. Podoba mi się w niej ta otwartość. Ogólnie jest bardzo 'liberalna' jeśli chodzi o kontakty damsko męskie, z tym zastrzeżeniem, że nie jest osobą, o któej można by źle powiedzieć, wlaśnie w tym kobiecym aspekcie.

Jeszcze jeden motyw - to, że kiedy się dziś całowaliśmy, moje rączki zaczęły błądzić gdzieś koło zapinki jej stanika i bez problemu mogłem użyć tego zmyślnego urządzenia do wyswobocenia jej kibici:) Nie prostestowała, powiedziała coś w stylu, że 'zaraz mnie tu rozbierzesz'... no i miała rację, rozebrałbym ją. Fakt, że ja już byłem bez koszulki i tak samo szybko ona mogła znaleźć się bez swojego sweterka był tym bardziej przyjemny. Miałem z niej już go ściągać, keidy siedziała na mnie okrakiem, ale coś mnie powstrzymało. Zapewne gdybym to zrobił nie zatrzymałoby się na swetrze. Robiło się coraz bardziej późno. Może to właśnie ta niecodzienna na te sprawy pora mnie nieco wyhamowała?

I dobrze się stało, bo po kilkunastu(dziesięciu?) minutach dwa dzwonki do drzwi... mama wróciła z grzybów. Trochę dziwnie by wyglądało, jakbyśmy byli nadzy... a w ten sposób mama tylko spytała czemu mam taką podrapaną klatę... rzeczywiście, bejbe się nieco zagalopowało w 'pieszczotach', bo cały byłem pokryty czerwonymi krechami wzdłuż klatki po jej paznokciach... ot tak, wypadek przy pracy. Jak zawsze wybrnąłem z tego pytania wymijająco. Nie ma co uświadamiać mamy w takich kwestiach:) Jeszcze by mi siętu rozchorowała na nerwy, czy jakoś tak, że jej dziecko dojrzewa za szybko;) A tego przecież nie chcemy...

I w ten sposób dochodzimy do sedna sprawy. Choć ten związek może wydawać się dziwny, czy bez szans, nie ma czemu od razu spisywać go na straty. Skoro jest teraz przyjemnie i nadal się cała sprawa rozwija, nie będę przeszkadzać. Może nawet popchnę to nieco do przodu sam. W końcu taka sztuka nie pojawia się często...

Pozdrowienia dla Was (chyba dobry humor mam;))

22 października 2004   Komentarze (11)
Chaos_angel | Blogi