Wczoraj nie pisałem, aczkolwiek miałem conieco do powiedzenia. Myślałem, że to wszystko przejdzie mi przez noc... ciepła kąpiel wieczorem, żadnych cięzkich rzeczy, mogących zakócić sen... oczywiście po kąpieli... przed nią... no, właśnie do tego zmierzam.
W szkole nic szczególnego, poza moimi "szaleństwami" z Moniką... trochę się z nią pobawiłem, normalnie mówię wam, starzy ludzie a potrafią się zachowywać jak dzieciaki. Kremowe spodnie wracają jak z koszmaru... tyłeczek też.
Zauważyłem, nie tylko na podstawie Moniki, że pupa dziewczyny to jej integralna, jedna z najważniejszych, jeśli nie najważniejsza (w zależności od gustu), część ciała. Nie wiem, czy tylko ja, czy też inni (faceci), ale potrafię po pupie rozpoznać kim jest dziewczyna, tzn. czy ją znam, czy nie. Jakbym patrzył na twarz, no, prawie... choć porównanie może niektórym wydać się dość... niesmaczne, czy obraźliwe.
Wieczorem kumpel z przyjaciółką zorganizowali u niej małą imprezkę. Bez alkoholu, bez muzyki, setki gości, żygania po kątach, rozwalania kryształów, telewizorów i tego typu spraw. Prawdę mówiąc nie pamiętam już takiego spotkania. Umówiliśmy się na film, pizzę, pogadaliśmy, pośmialiśmy się. Początkowo, kiedy nie było Moniki, której zresztą być nie miało, było nieźle, czułem się swobodnie, po prostu dobrze. Nagle ktoś otworzył drzwi i do pokoju weszły dwie dziewczyny, nie muszę chyba mówić, kim była jedna z nich. Kremowe spodnie przywitały się, mi połowicznie świat zawirował przed oczami. Puszyste włosy, zalewające ramiona, zaczęły rozmowę, śmiać się, pytać, odpowiadać... po prostu być. Wychodzimy za parenaście minut - powiedziała w pewnej chwili. Zaczęliśmy oglądać film, jeśli oglądaniem można nazwać śmianie się, rozmawianie, wygłupianie przy akompaniamencie muzyki i obrazu dobiegających z monitora komputera.
Zacząłem znowu wygłupiać się z Moniką... usiadła obok mnie... oglądaliśmy, tak na przemian, to jedno, to drugie... pamiętam, że Monika zaczęła temat o tym, że myślała niedawno o Michasiu Dżeksonie i zastanawiała się, że zapewne on żałuje tych swoich wszystkich operacji, że pewnie chciałby być teraz taki, jak wcześniej. Oczywiście wszyscy zaczęli się śmiać, mówić, że Monika ma downa (zawsze to się mówi), takie sprawy. Widziałem, że ona naprawdę swego czasu się tym przejmowała... ma do tego aspiracje. Rodzaj samarytanizmu.
Znowu wygłupianie się, klepanie po premowym tyłku... w sumie nawiązanie do motywu, kiedy w szkole, na przerwie, kupmel przywalił koleżance po tyłku, nie jakoś delikatnie, tylko z potężnym, męskim rozmachem. Dźwięk tego zdarzenia poniósł się głośnym plaśnięciem po korytarzu, choć było jeszcze dość gwarno. Pech, czy szczęście, chciał, żeby góra dwa metry od nich szła nasza polonistka, baba strasznie konserwatywna. Oczywiście w klasie nie mogło to ujść jej uwadze i posypały się komentarze w stronę koleżanki, że się nie szanuje jeśli chłopak tak robi, że coś tam.. ogólnie najechała na nią, a nie na kumpla. I z pamięcią o tym każdy klepał kremowe spodnie na ich najsympatyczniejszym wybrzuszeniu. Każdy, ofkoz, z różnym natężeniem. Moje było najczęstsze.
Za dużo z nią tego dnia przebywałem. O wiele za dużo.
Zaczęliśmy się zbierać. Monika podwiozła mnie i kumpla do domu, akurat była samochodem. Siedzieliśmy z przodu, reszta bandy na tyłach. Przejażdżka trwała nie więcej niż minutę.
Kiedy przyszedłem do domu już byłem niespokojny. Bywały dni, kiedy w ogóle nie patrzyłem na Monikę, a kiedy patrzyłem to tylko przelotnie, odwracając, chcąc, czy nie chcąc, wzrok. Nie utrzymywałem z nią kontaktu więcej, niż to było konieczne, nic poza początkowodzienne, uprzejmościowe cześć. Teraz jednak to się zmienia, i z jednej strony się cieszę, bo Monika patrzy na mnie jakoś inaczej, z drugiej strony kiedy tylko przypominam sobie całokształt drugiej klasy, mam odruch wymiotny.
Źle się dzieje... trzeba to naprawić... Dziś ma być kolejna impreza. Znowu klasowa. Nawet chciałbym pójść.. z może i nie...? Tak czy inaczej ma tam być Monika... nie pójdę... jeśli się tam napiję, zacznę znowu gadać do niej pewnie jakieś niestworzone rzeczy... nawet nie mam zamiaru znowu przez to przechodzić.
Niech się skończy wreszcie ten rok i powiedzmy sobie wszyscy 'żegnaj'.