• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

chaos-angel

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
27 28 29 30 01 02 03
04 05 06 07 08 09 10
11 12 13 14 15 16 17
18 19 20 21 22 23 24
25 26 27 28 29 30 31

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2011
  • Sierpień 2011
  • Listopad 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Kwiecień 2007
  • Styczeń 2007
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003

Archiwum 20 października 2004


Bez tytułu

- raz mi się udało zasnąć... normalnie, w normalny, stary sposób, raz w nocy dobrze spałem...

- w dzień jestem zmęczony... dwie kawy nie stanowią przeszkody, żeby przespać się, albo spróbować odpocząć raczej, w ciągu dnia.

- i sen rzeczywiście spada na mnie... spadł, dziś. Po raz pierwszy od długiego już czasu... nawet mi się coś śniło... może nie nawet, ale niestety.

- Monika. Znowu Monika... kiedy kurwa ma być dobrze, jest źle... kiedy do czegoś zaczyna dochodzić między mną a Emilką, znowu coś... siedziałem gdzieś... chyba w szkole... śniło mi się, że było jakoś tak jasno... jakby nie ta jebana, wiosenna szaruga, jakby nie było ołowianych chmur, któe mają zaraz zgnieść, spadając z nieba, jakby nie było wiatru chłoszczącego po twarzy, jakby nie było kałuż moczących całe stopy, jakby nie było rozbabranych na ulicach żółto-pomarańczowych liści, zmieszanych z brudną deszczówką... to było chyba lato... siedziałem na korytarzu w szkole. Jakiś smutny, zawieszony... wokoło jacyś ludzie... nie interesujący się niczym i nikim... i wreszcie zauważam białe spodnie... te same... i te same buty... niebieska koszula w kratkę... I niewiadomo dlaczego uśmiech na jej twarzy... miły, serdeczny i pełny chęci pomocy... światło dokoła głowy, rozbite o blond włosy prawie jak aureola.... jakby jakiś majak, jak coś ulotnego, chwilowego.. przyszło i znikło... zostawiło tylko jakiś dziwny posmak goryczy w ustach; może kontuzja okolic klatki piersiowej się delikatnie odnowiła, podczas pisania tej notki... coś zabolało parę razy w środku... promieniujac bólem w górę, gdzieś w okolice gardła, prawie wyciskając łzy...

- ona... znaczy Monika... ciągle smutna... aż dziś się delikatnie tego przestraszyłem... wspomniałem tamtą dziewczynę.. porównałem do tej... jakbym widział siebie... siebie przed tym wszyskim, wiebie sprzed dwóch lat... i potem, tego, kiedy już jej powiedziałem wszystko...

- świat idzie do przodu i mało co z przeszłości ma teraz w nim swoje znaczenie... mało które ideały znajdują się na tych samch półkach... niektóre są ściągane przez nas, niektóre przez okolicznośc... jeszcze inne zaszły już kurzem w takim stopniu, że pomijamy je w ostatecznym rozrachunku, jakby nie zauważamy... a może nie powinniśmy zwracać na nie uwagi...? Bo po co? Doroślejemy, wchodzimy w inne życie, rządzące się swoimi własnymi prawami, do których chyba trzeba się tylko przystosować, których nie ma sensu zmieniać. Skostniały dekalog wydający się nie do przezwyciężenia...

- z jednej strony jest Emilka... ciepło, miło... z drugiej strony jedno słowo i spróbowałbym się wypalić po raz ostatni, po raz ostatni zdobyć tą najwyższą z gór, po raz ostatni zawalczyć, nawet do końca. Boję się, że kiedyś będę żałować tego, że nie spróbowałem... kiedyś się bałem, że nie spróbuję... spróbowałem i zakończyło się to... no, tak, jak się skończyło. A teraz wypaczony przez Monikę, gotowy na każde jej 'ała!', chyba nie potrafię sobie złożyć tego wszystkiego do kupy... Marta...? To nie miłość... to może zauroczenie, może jakieś dziwne uczucie, nie umywające się do tamtego... Emilka..? Wiem, że nic do niej nie czuję, jest po prostu miło razem; raczej fizyczność; nie mówię, że coś z tego nie może wyjść... to zwyczajne porównanie... zastanawiam się, dlaczego to wszystko wyszło tak, jak wyszło... raczej dlaczego nie wyszło...

20 października 2004   Komentarze (7)
Chaos_angel | Blogi