Exodus part IV
Stoję na wzgórzu, sam, wokół niebo się zmienia,
Obok ciemne morze, za mną i przede mną odmienia
Rzecz, którą większość nazywa punktem widzenia.
Tak też się tutaj stało: czarne to białe, zło to dobro.
Spod wody, jak mityczny stwór, łeb Wielkiej Nierządnicy,
Zło to zmienia się, biorąc na się obraz wielogłowej hydrzycy.
Szyjami mnogimi owija powietrze,
Skręca sięw walecznym spazmie i wiem że
Ktoś polec musi w tej mentalnej walce,
Przyszłość tej bitwy jest na losu szalce.
Wnet, jak poprzednio potwora, wychyla się i inne ciało,
Dziecięce i niewinne, lecz w jakiś sposób się ze mną wiązało.
Rzecz tą trudno określić i pojąć,
Dziecię bezbronne miałem zamiar objąć,
Przytulić do się, osłonić przed stworem,
Lecz kiedym się zbliżył, potwór runął chorem
Dzikich i nagłych jak skazańców wrzasków,
Które oddaliły me myśli od obronnych blasków.
Znów rękę wyciągnąłem, hydra się wiła,
Jakby do ataku się groźnie skręciła.
Dzień pierwszy:
Na skrawku ziemi mej skromnej,
Pojawił się oręż w ręce mojej zbrojnej.
Ciężki i długi miecz srebrnobiały
Mówił, że czas nadejdzie bliskiej chwały.
Czasu tego łeb potworowi uciąłem,
W szaleńczej tej bitwie na odwagę się wziąłem.
Lecz to nic nei dało, potwór jakby stanął,
Anielskim głosem powiedział: nie, to nic nie dało.
Dzień drugi:
Walka ostatnia w zdumienie wprawiła,
Jednak nie zabiła, a więc wzmocniła.
Do kolejnego ataku wysłałem swój umysł,
Kolejna Wiktoria nadleciała w niebiosach,
Czarnym orężem zamieszała w Kronosa
Dominium, czas się zatrzymał i na krótki wymysł
Cięcie zmuszające, ujrzałem przed sobą dwie głowy leżące.
Walki jednak ni koniec, ni początek,
Nierządnicy tej to też miły wątek,
Walkę prowadzić na cudzym terenie,
Tak wrażliwym i słabym na ludzkie cierpienie
Wreszcie ma pamięć zwróciła się ku dziecku,
Gdym przypadkiem uniósł miecz w jego stronę,
Hydra zemrzała, zcichła, choć do niej nie wionę,
Przejrzałem jej słabość w tym mentalnym wieku.
Dziewczynka przybyła na me skinienie,
Biedna, bezbronna i naga, lecz to więzienie,
Które miała w mej jaźni i głowie,
Skończyłoby się zapewne w jej własnym grobie.
Prawą ręką uniosłem oręż, który zawył
Siłą mej siły, ciąłem potężnie, ten nabył
Ślady niewinnej krwi dziewiczej
Ostające na tej stali rzeźniczej.
Dziecięcie do grobu ułożone,
Spoczęło, jak zostało wskrzeszone.
Hydra w mym wyborze runęła na ziemię,
Stała się prochem, który wcześniej we mię
Wcierała, nieświadomie czując, żem jest wrakiem,
Z przestrzelonym skrzydłem, wpół martwym ptakiem.
Na miejsce ścierwa cud zestąpił,
W żaden sposób bym w to nie wątpił.
Oto przede mną pojawił się anioł,
W świetlistej poświacie, która za nią
Ciągnęła się jak światło za świecą
Co mi mówiło, żem walki zwycięzcą.