Jakiś dzien dziwny...
Początek zapowiadał się normalny... No, prawie normalny... Nie poszedłem na pierwszą lekcję, co zdarza mi się dość nieczęsto. Na angolu pisaliśmy sobie kartkówę ze słówek jakichś pojobanych. Potem poszedłem z kumplami załatwiać sprawy z jednym przedsięwzięciem w naszej szkole... Takie tam samorządowe duperelki. Na gegrze wyprosiliśmy babę, żeby nie robiła kartkówy, bo niby nic nie umiemy. Suma sumarum to to, że siedzieliśmy przez całą lekcję.
W pewnym momencie moja wychowawczyni powiedziała coś, że nie potrafi czegoś zrobić z jednym programem, coś chciała wydrukować, a "cośtam". W sumie prosta sprawa, ale baba strasznie lamowata. Zrobiłem to w jakieś 2 minuty. Ofkoz sprawa nie była zakończona. Skoro siedziałem wcześniej na jednym z kompów w bibliotece, to ofkoz wykorzystałem sprawe i zmieniłem parę dupereli w celu zareklamowania swojej stronki o LO. Ofkoz baba to wypatrzyła (zmieniony fakt), i siędo mnie przypierniczyła, że coś tam zmieniłem. Pomachała mi kartką z jakimś drukiem, na którym był regulamin używania kompów... Dajcie spokój, jak tam trzeba się zapisywac w zeszyciku, jeśli się korzysta z kompa. Czysta paranoja. Tak czy inaczej baba próbowała ze mnie to wycisnąć, mianowicie to, że zmieniłem startówkę, ale się nie dałem... Wiedziałem, że jeżeli wyjdzie na jaw kto jest autorem, cały mój rodzący się underground legnie w gruzach. A tego nie chciałem.
Potem na matmie obadałem, że qmpela, z którą siedziałem w ławce jest jakaś nieswoja. Rzuciłem jej text, żebyśmy porozmawiali. Ona wstaal i zaczęła iść w stronę baby, powiedzieć jej, że chce wyjść. Poszedłem za nią, choć trochę dziwnie się czułem, wychodząc w trakcie lekcji, żeby porozmawiać z koleżanką. Miała jakieś sprawy sercowe, zaczęła mi mówić o tym wszystkim mówić. W pwnym momencie powiedziała, że i tak pewnie wiem o kogo chodzi. Pomyślałem, ale nie mogłem dojść. No nie wiem, czy ja coś przeoczyłem, czy coś, ale nie wiedziałem o kogo jej chodzi. Jakby nie patrzeć mam nadzieję, że nie o mnie. Potem z klasy wyskoczyła baba. Qmpela po chwili zaczęła z nią gadać. Ofkoz skończyło się płaczem. Postałęm z nią jeszcze jakiś czas, aż się uspokoiła. Poszliśmy do klasy.
Końcem dnia było to, że baba z polaka powiedziała, iż kończymy wcześniej lekcje. Cud.
Między tymi wszystkimi zdarzeniami, plątaniną losu, nici ludzi w jednym momencie, gdzieś pośród tego zgiełku była jeszcze moja Miłość. Obserwowałem ją, rozmawiałem. Cieszyłem się, kiedy widziałem uniesione kąciki jej ust... Zakochałem się po uszy... Ciekawe, jak ona mnie teraz odbiera...?