Bez tytułu
Kolejny dzień, jakiś dziwny. Chyba się boję. Może coś się zmieniło? Siedząc dziś w ławce na PO z Moniką i inną jeszcze koleżanką, przepisywałem sobie ćwiczenia. One zaczęły rozmawiać, jak to dziewczyny "bez tajemnic". Koleżanka zaczęła wypytywać Monikę o jej byłego chłopaka. Kiedy tylko wyłapałem taki temat, moja uwaga zeszła nieco z przepisywania, i zwróciła się na ich rozmowę. Rozmawiały jakiś czas o jakimś Hubercie, nie wnikałem, w ogóle nie dałem poznać po sobie, że "podsłuchuję", choć trudno to nazwać podsłuchiwaniem, skoro się siedzi w jednej ławce w 3-4 osoby. Każda rozmowa w takich warunkach staje się raczej publiczną, niż intymną. Słuchałem co Monisiak mówi o tym chłopaku, i wtedy właśnie coś się we mnie zmieniło, coś się po prostu zmieniło. Dowiedziałem się, że nie wyszło im przez odległość, czy coś w tym stylu, że tak jak i ona, tak on to przeżywali. To mnie właśnie zmieniło. Wypaczył się mój utopijny, doskonały sposób patrzenia na nią. Myślałem, że... hm.. w sumie nie wiem co myślałem... że nikogo wcześniej nie "kochała"? Chyba nie mogłem być tak głupi, naiwny. A może właśnie byłem. Jednak kiedy zerkałem na nią, kiedy rozmawiała z koleżnaką, nadal mi się podobała, nadal przyciągała mój wzrok, nie chciałem słyszeć o tym chłopaku (teraz myślę, że mu zazdroszczę... zazdrościłem...), w ogóle nic nie chciałem słyszeć, niech by się czas zatrzymał i tak trwał. Qva, ludzie za dużo myślą... Czemu to wszystko jest takie skomplikowane...?