Bez tytułu
Przeczuwam, że notka nie będzie krótka... nie po raz pierwszy...
Jak i wcześniej bywało i dziś kawałkiem przewodnim tej notki jest "Jak zapomnieć"... Ale to tak na marginesie..
Zacząć należałoby od Sylvka. W sumie myślałem, że będzie beznadziejnie. A raczej nie myślałem, ze będzie fajnie, i choć było parę naprawdę dołujących części, to były też chwile dla mnie bardzo wesołe, były takie, w których prawie płakałem, śmiałem się do rozpuku, czy nei wiedziałem co ze sobą zrobić. Po kolei...
Początek sylvka nie należał do fajnych momentów. Przyszliśmy z kumplami wczesniej, o 2 h. Porobiliśmy to, co trzeba i czekaliśmy na dziewczyny. Nie spieszyło im się, bo skubane przyszły dokładnie o godzinie umówionej. Początek raczej sztywny. Dzieweczki ofkoz zaczęły tańczyć, ale weź tutaj tańcz na trzeźwego... Zaczęło się od piwek... Spokojnie po jednym, potem wódeczka i następne piwka. Się troszkę rozkręciło. Trochę tańców, trochę śmiechów. Luz się zaczął, jak zaczęło brakować wódy... Jakaś dziwna niemoc ogarnęła wszystkich.
Właśnie gdzieś koło tego momentu przyszli goście - koleżanka z klasy i Kochanie. Ech... Pierwsze przytulenie i słowa podzięki za list, tłumaczenie się (którego nie wymagałem) dlaczego to nie odpisała (podobno chciała o tym porozmawiać) i ogólnie moje duchowe uniesienie płynące z możliwości patrzenai na tą buźkę. Godzina zerowa była całkiem neizła, ale nie przywitana została przez nas wszystkich szampanem, ale kieliszkiem czeronej Finlandii, którą to przy okazji rozlałem, kiedy miałem podnosić kieliszek do mordy. Noma, pół obrusu zalane...;)
Następnym krkiem tego wieczoru, opisywanego w wielkich skrótach, był wypad na miejsce, gdzie ludzie z mojej wsi przychodzą koło 24:00, żeby złożyć życzenia znajomym, spotkać jakieś mordy, etc. Takie niepisane prawo stanowiące chyba całkiem przyzwoity aspekt takich świąt, oczywiście jeżeli nie wyłapie się jakiejś butelki po szampanie w głowę. A więc spotkałem na miejscu sporo osób, nawalonych jak szpadle, wywalających się, etc. Jednakże atmosfera była niemalże rodzinna, szczególnie, że spotkałem tam siostrę i jej znajomą, w sumie naszą znajomą. Nie mógłbym zapomnieć o tym, że na placu spotkałem ponownie Kochanie (uciekła z koleżanką mniej więcej około 23, odprowadzaliśmy je z kumplami [wtedy to też polowaliśmy na braknącą wódę]). Nie mógłbym też nei wspomnieć o części jej życzeń, które to potem wpędziły mnie w gigantycznego doła na imprezie, kiedy tylko wróciliśmy. Było coś w stylu: "Wszystkiego najlepszego, blabla, i szczęścia w miłości". Ten ostatni fragment mnie w tamtym momencie ucieszył, ale jak potem pomyślałem co to mogło oznaczać, to mi ryj wykrzywiło. Wracając na bibkę nie myslałem o tym wcale. Dopiero jak zaszliśmy na miejsce, usiadłem na moment, wziałem piwko po połowie "Dorato", popatrzyłem na nich, tych, którzy się bawili, przypomniała mi się treść Jej życzeń. Po jakiejś chwili podeszła do mnie koleżanka, ciągnąc mnie do tańca. Odmówiłem. Była nachalna, nie odpuszczała. Wstałem już dość poirytowany. poszedłem do składu z alkoholową amunicją, bo moje naboje w piwku się skończyły i poszedłem na piętro pomyśleć o tym wszystkim (impra była w na wpół wykończonej chacie jednorodzinnej, na dole bawiliśmy się my, reszta domku była wolna, na górze panował względny spokój z lekkim półmrokiem, zachęcającym mnie do łapania doła). Jak tam poszedłem, to nie zorientowałem się jak przychodzili kolejni "znajomi", którzy jakoś chyba chcieli mnie pocieszyć. Nawet swoją obecnością zaszczyciła mnie ex, będąca również na sylvku. Trochę mnie denerwowali ci ludzie. Jakby poszukiwali sensacji. Tak czy inaczej miałem trochę czasu do pomyslenia sobie nad Jej: "...i szczęścia w miłości". Doszedłem do dwojakiego wniosku; primo - ci, którzy potrafią pisać i mają jakieś problemy/skłonności do refleksji i się nawalą, powinni mieć przy sobie coś do pisania i kartkę; secundo - hm.. trodno powiedzieć, napewno się zakochałem, napewno mi na Niej zależy, napewno próbowałem dojść jakoś dlaczego JEST JAK JEST...?
Koniec końców byłem w domu około 6 rano. Było 7/10.