Bez tytułu
Nie mogłem spać. Myślałem o Niej. Płakałem, czułem w głębi siebie poteżny ból. Nie wiedziałem jak mam się go pozbyć, chyba jak dziecko. Płacząc. Gorące łzy spływały jedna po drugiej. Myślałem o tym, co mówiła. Myślałem o tym, co chciałem kiedyś z nią robić, czego nie zrobię. Myślałem, jakim jest skarbem, gdzieś we mnie była ochota odegrania się na niej, zadania tego samego bólu, jakiego ja doświadczyłem. Więcej jednak było przeświadczenia, aby znalazła kogoś, faceta, w którym się zakocha, którego pokocha całym sercem i który pokocha ją tak, jak ja pokochałem. Napewno będzie szczęśliwa. Zasługuje na to.
Szkoła. Baby od matmy nie było - podwójne okienko. Jakoś nie było co robić. Poszedłem z qmplami sprzątać kanciapę w szkole. Był już tam jeden koleś i Ona. Trochę się pokrzątaliśmy. W pewnym momencie, kiedy byliśmy na osobności, zapytała, czy jestem zły. Odpowiedziałem, że nie. Nie byłem zły, raczej cholernie skrzywdzony. Gdzie tutaj złość...? Chciałem wtedy coś zrobić, cokolwiek, w głowie tliła mi się jakaś niestworzona myśl, żebym zrobił coś, "coś", które sprawi, że wszystko się odwróci, że zbiorę spowrotem swoje łzy, że cofną się wszystkie smutki. Nic się nie wydażyło.
Kumple coś robili przy kompie. Stałem z tyłu. Tego dnia ciągle z tyłu. Na kanapie leżały jej rzeczy. Usiadłem. Wziąłem do ręki jej wielokolorowy szalik. Powąchałem. W moje nozdrza uderzyła silna woń, niemalże narkotycznie na mnie działających, perfum. Piękny zapach. Jakby Ona. Cała, odbierana jednym zmysłem. Nikt tego nie widział, dobrze. Odłożyłem go.
Pamiętam część treści jednego SMSa. Mówiła, coś w stylu "pamiętaj, że wciąż trzymam to (moje uczucie) w tajemnicy". Dlaczego? Wstyd? Zakłopotanie? Niewiedza co z tym zrobić, kiedy inni się dowiedzą? Powtarzają, że ze mnie taki świetny człowiek, możę boi się tego, tego odezwu ludzi na moja krzywdę? Nie wiem, nie obchodzi mnie to. Niech pozostanie tajemnicą.
Wmawiają mi, wszyscy. Każdy, który wie co przechodzę, przynajmniej po części, mieni się ekspertem w mojej sprawie. Powtarza, że to normalne, że to przejdzie, że to nie miłość. Skąd ci hipokryci mogą to wiedzieć? Jak osoba, która boi się pokochać może mi mówić, że to, co czuję, to nie miłość? Jak może mi wmawiać, że to przejdzie, skoro nie dotknęła nigdy tego uczucia? Jak mogą mi mówić, że Ona to tylko "jedna z wielu"? Nigdy nie znajdę kogoś podobnego. Może będzie gorszy, niech nawet będzie lepszy, ale nigdy nie znajdę takiego wspaniałego człowieka. I w tym momencie zamyka mi się ścieżka. Już nie mam gdzie iść. Poznikały też gdzieś drogowskazy, a tych, którzy próbują mi je pokazywać, zabijam.