Bez tytułu
Poniedziałek. Kolejny, zwyczajny, szary, zimny poniedziałek. Ranne myśli to: nie chce mi się iść do budy, niedługo, tylko ten tydzień i ferie. Dwa długaśne tygodnie. I co jeszcze...? I jakieś wspomnienie zza mgły. Wspomnienie Jej, tego, jaki brała udział w moich śmiałych marzeniach w czasie ferii. Chciałem, miałem nadzieję, że je z Nią spędze, że to wszystko się potoczy zupełnie inaczej, że te sprawy się potoczą inaczej.
Życie postawiło mi coś na drodze. Ciekawe co to było...? Przeszkoda? Test? Każdy dzień przynosi inną formę postrzeganie tego wszystkiego. Wcześniej potrafiłem się do takich sercowo-uczuciowych spraw odnieść z rezerwą. Potrafiłem jakoś chłodno kalkulować; słowa to tylko słowa, nie da się przenieść myślowego znaczenie na papier, nie zawsze. Potrafiłem się domyślić, przewidzieć co dla mnie będzie dobre, co złe. Tutaj nie wiem, nie wiem nawet co to jest. Może ten fakt, to zdarzenie wywarło na mnie większy wpływ, niż potrafiłem kiedykolwiek sobie wyobrazić? Z jednej strony postrzegałem to jako walkę, tylko o co? Walka dla walki? Dla samej idei? Po to, żeby ją tylko stoczyć, bez różnicy przegrywając, czy zwyciężąjąc? Z drugiej strony... gdzie jest druga strona...? Może w osiągnięciu szczęścia, zarówno swojego, jak i spełniając się do końca - ofiarując siebie w zamian i uszczęśliwić inną osobę...? Tak czy inaczej widziałem to teraz, z perspektywy czasu, jako przegraną, staram się zapomnieć o Niej, o tym wszystkim co z Nią związane, o tych wszystkich chwilach podszytych moją nadzieją i złudnym szczęściem. Jednak to neijest sposób. Ona wycisnęła na mnie gigantyczne piętno: raz, że dane mi było się w niej zakochać, taką miłością, jaką chciałem zawsze kochać, dwa, że zostałem niestety odrzucony, co wywarło na mnie jeszcze większy wpływ, zmieniając coś we mnie, coś zmarło, coś się narodziło, coś pozostało. Ale Ona nie jest zamkniętym rozdziałem w moim życiu, nie może taka być przez same "efekty" jej życia. Stanowi, nawet teraz, zbyt ważne ogniwo we mnie. Zastanawiam się, czy kiedyś uda mi się pogodzić z tą porażką...?
Napisałem jej SMSa. Zapytałem, czy chciałaby przeczytać coś, co pisałem o Niej, miałem na myśli blog. Odpowiedziała, że tak. Jaki to teraz będzie miało odcień..? Jak akt desperacji? Może jak akt czystej prawdy? Niech będzie takie, jakie ma być, nie obchodzi już mnie to, gorzej być nie może w tej sytuacji. Możę być tylko lepiej, i to lepiej kiełkuje we mnie. Nowy krzew, krzew nadziei.