Breathe
Siedzę... sam... bez ludzi, sam, w samotności... Nawet, kiedy jestem wśród ludzi, jakby ich nie było... I dlatego idę... sam przez to życie... nawet, jeśli ktoś się do mnie dołącza, to na krótko, z niewiadomych przyczyn odchodzi i jestem sam; nawet, kiedy ten ktoś był ze mną, jakby go nie było. Nadal idę sam... bez nikogo, bez niczego, co mogłoby mi pomóc... otrzymywana pomoc okazuje się niedostateczna, aby pomóc... a jeżeli pomaga, sam ją przemieniam na coś, co nie pomaga, wręcz przeciwnie...
Taki ładny dzień jak dziś zamienia się w coś zupełnie innego... choć słońce bardzo mocno grzeje, choć ludzie się cieszą, są weseli, choć słyszę ten śmiech, choć jestem jego częścią, częścią jej śmiechu, słyszę w nim jakiś smutek, jakiś niedosyt.
Widzę, jak mnie unika... unika, bądź ja to odbieram jako uniki... Wydawało mi się jeszcze jakiś czas temu, że ten "czar" prysł... że pozostanie mi tylko czekanie na zakończenie tego horroru. Myślałem, że zostało tylko "olanie" jej... I co...? I sam nie wiem do czego to prowadzi.
Aczkolwiek w jedności siła... w jednostce siła...
'Opanowanie jakiejś sztuki w mistrzowski sposób daje nam siłę. Dlatego stawiam znk równości pomiędzy jednym człowiekiem, a dziesiątką. Dlatego też jeden potrafi pokonać dziesięciu, a co za tym idzie dziesięciu może pokonać stu, stu pokonuje tysiąc, tysiąc pokonuje dziesiątki tysięcy, a dziesięć tysięcy ludzi pokonuje setki tysięcy...'
Widzę, jak się nade mną "znęca". Patrzy się, śmieje, jest szczęśliwa... może to tylko ułuda...? Może za czymś goni, tylko nie wie za czym, albo nie może tego czegoś dogonić...? Po drodze krzywdzi mnie... czego by nie robiła... Już chyba zapomniała... wywaliła ze swojej pamięci te skrawki problemów, którymi byłem. Te słowa, które musiała powiedzieć, te frazy, jakby... wyrecytowane specjalnie dla mnie, specjalnie na moją zgubę. Teraz mi się przypominają... przypominają mi się ich skutki... Kiedy widzę tą uśmiechniętą buzię zastanawiam się, czy ona pamięta? I czy zdaje sobie sprawę?