"Milijon tonów płynie; w tonów milijonie,...
Słowna batalia... jakby ktoś był o coś oskarżony... Dostałem od Moniki kolejnego SMSa... "Haj Mareczku! Dlaczego piszesz mi takie smutne SMSy? Dlaczego nie mozemy byc kolegami? Dlaczego musze ciagle uwazac na to co robie i na to co mowie? Dlaczego nie moze byc tak jak kiedys?"... rzeczywiście, ostatni SMS był dość ostry... W sumie myślałem, że ostatni, nie sądziłem, że się jeszcze do mnie odezwie. Zaimponowała mi tym nawet. Dostałem go po południu lekko, nie bylo jeszcze pierwszej. Nie wiedziałem co jej odpisać. Ten jej SMS rozładował mnie wewnętrznie, dawno tak się nie czułem... i nie chodzi mi o to, że byłem jakiś smutny, czy coś w tym stylu. Nic z tych rzeczy. Po prostu zastanowiłem się... co chciałem sam otrzymać tym moim SMSem... i w sumie doszedłem do wniosku, że miał on być moją drogą ku zapomnieniu całej tej sprawy - gdyby Monika się na mnie obraziła, nie musiałbym nawet się o nic starać... Z drugiej strony mój SMS był pisany pod lekkim impulsem... Już kilka chwil po jego wysłaniu jakaś część mnie tego żałowała... Ale inna nie.
Potem wymyśliłem. Napisalem jej SMSka... należała się jakakolwiek odpowiedź, której do tej pory nie uzyskala, bo miałem zablokowane konto... wysłałem go koło 21... "Monisiu, Ty chyba NIE WIESZ ile dla mnie znaczylas (znaczysz?). Kiedy podejmowalem decyzje, czy Ci powiedziec co czuje, wiedzialem, ze moze juz "nie byc jak kiedys"... decyzja byla tym bardziej trudna wlasnie. Tez bardzo bym chcial, zeby bylo tak, jak kiedys, ale to naprawde trudne... to co bylo miedzy nami, znaczy to, co do Ciebie czulem chyba nie pozwoli by bylo "jak kiedys". Tym bardziej bolaly mnie Twoje slowa: "wybij mnie sobie z glowy". Nawet nie wiesz przez co przeszedlem, by to sie stalo... i w sumie nie wiem, czy mi sie udalo... zreszta to chyba nie material na SMSa". Ta... wiem, że dość długi, nawet tlen się buntował przed wysłaniem go jako "jednego". Ręcznie go jakoś podzieliłem i poszedł.
Zastanawiam się teraz po co dodatkowo komplikuję całą sprawę. Chyba nie ma po co...
A może tak właśnie ma być...? Może mam ją dalej komplikować? Ciekawe czy ten owoc smakowałby tak samo dobrze po tych wszystkich przejściach, niż jeśliby ich nie było...? I tym bardziej przyprawia mnie o mdłości fakt, że ona może mieć kogoś. Moje starania stają się wtedy... Szkoda po prostu gadać... Jednak jeśli by kogoś miała, czy nie powiedziałaby mi o tym...? Może kobiety po prostu lubią być adorowane, do tego stopnia, że nie liczą się z uczuciami adoratora? Ciężko powiedzieć... jednak jeśliby się okazało, że ona przez ten cały czas kogoś miała... kurwa nie odpowiadałbym za siebie...
Jednak wydaje mi się, że w BARDZO niedługim czasie czeka mnie powazna rozmowa... nawet już się nie denerwuję tym.. zmęczyłem się za bardzo... żebym jej tylko wszystkiego nie wygarnął i nie zwymyślał, bo dopiero się pokomplikuje...