• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

chaos-angel

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
31 01 02 03 04 05 06
07 08 09 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30 01 02 03 04

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2011
  • Sierpień 2011
  • Listopad 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Kwiecień 2007
  • Styczeń 2007
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003

Archiwum 02 czerwca 2004


Bez tytułu

Kiedy stawałem do walki byłem nagi i bezbronny... chyba wtedy nie wiedziałem nawet, czy walczę, czy uciekam... to nie miało znaczenia. Wszystko i tak zmierzało do tego samego.

Ocknąwszy się, zdawszy sobie sprawę z tego, co może się zdarzyć, co może mnie spotkać uzbroiłem się... Zanurzyłem pięści w misie, wypełnionej potężną bronią... nazwano ją wiara. Powiadam wam, potężna to broń, potęga jest jednak dla tych, którzy potrafią ją udźwignąć. Nie potrafiłem...? Potrafiłem, i to bardzo dobrze... ale broń okazała się za mała, za słaba na otaczający mnie świat.

Problemy, które się pojawiły szybko dostosowały się do mnie, tak jak wirus, który się szybko mutuje. Moje poobijane pięści zaczęły niemalże skamleć o coś innego, coś, czy mogłyby odeprzeć ataki... Siła leży w mądrości. Mądrość jednak sama w sobie jest tylko znakiem do siły, samodzielnie jej nie stanowi. To, co poznałem, było słabe, to, co poznali ludzie, było mierne. Musiałem utopić dłonie w sferze, której nie było, i istniała zarazem, której nikt nie poznał, o której każdej wiedział, której każdy pragnął, bał się, dążył i stronił od której. I w ten sposób poznałem smak miłości. Potęgi strasznie... pięknej i niebezpiecznej zarazem. Ale broń okazała się skuteczna, przeciw wszystkiemu innemu. Nie poznałem niczego skuteczniejszego... jednak miłość się wypacza, staje się niema, sucha i boląca, jeśli nie jest zmieniana na inne formy. Istniejąc w jednej strefie umiera, kurczy się, topnieje... Wreszcie ten odradzający się, słoneczno-ognisty feniks zamienia się w demoniczny kształt, pragnący smutku, złości, żałości... karmiąc się tym sprawia, że w jego głebi pojawia się znowu świetlisty ptak, ale nigdy nie osiąga już swojej wspaniałej krasy... I jakby kontrując, demoniczny kształt bardziej wzrasta w siłę, kiedy feniks pojawia się na te kilka chwil... potem trzeba dostarczyć więcej smutku, więcej żalu... więcej bólu... Zauważyłem mojego demona... i zauważyłem ptaka... Chciałem go uratować... nurzyłem dłonie we wszystkim, co było mi dane; miłość, wiara, nadzieja, mądrość... wszystko, czego mogłem dostąpić stało się moim sprzymierzeńcem... Walczyłem, walczyłem... do bitwy dołączyła się postać w bieli, dołączyła się przyjaciółka. Przyjaciel walczący słowem... słowo silniejsze od miecza... jej słowo biło mocno, biło skutecznie, ale to ja musiałem zabić bestię. Poszedłem więc do przodu... straszliwe słowa nadal poskramiały potwora... jedno trafiło mnie... następne, kolejne... "co się dzieje?", kolejne, następne, ciągle i ciągle... zaczęła się ze mnie sączyć krew, strugi, ciepła posoka lała się wszędzie, bolała upadając na ziemię... patrzę na swoje zbrukane juchą ciało.. nie.. nie mam... w okolicy serca czerwono-czarna dziura... i nic nie pompuje we mnie uczucia... Potwór pożerający serce... odchodząca postać w bieli...

Leżę na zimnej posadzce... już nie pamiętam od jakiego czasu... próbuję się podnieść... i za każdym razem tryska ze mnie krew... i więcej... i więcej... "skąd to się bierze?"... już dawno poczułem jej metaliczny smak w ustach... a nadal się sączy ze mnie... już dawno obrosłem w karmazynową skorupę... Podchodzą do mnie ludzie... nie znam ich... oni mnie znają... po krwawych rytach, które tworzę w bólach... podchodzą "wrogowie"... "o, też mają taki problem...". Ale mają w sobie inną siłę...

Rozmawiałem dziś z takim "wrogiem". Bardzo miło mi się rozmawiało. Podobno rozgryzła moją "tajemnicę"... zobaczymy...

Zbliża się biwak... padła z ust jednej dziewczyny informacja, że będzie spać ze mną w namiocie, ze mną, jednym kumplem i... ofkoz Moniką...

Kiedyś chciałem... noc, jedną noc... nie "taką" noc... po prostu noc... chcę móc popatrzeć jak zasypia... jak nie musi się bać "co powie"... niech nic nie mówi... popatrzeć... pogłaskać po włosach... móc dotknąć... dać jej poczuć to, co czułem... jedna cząstka spaliłaby ją, rozżarzyła, zaznałaby smaku uczucia... podobno był ktoś... jest ktoś...? Niebawem się dowiem. Poznałaby, że nie czuła takiego gorąca... nazywam się Milijon. Bom cierpiał za miliony. I żaden z miliona nie cierpiał jakem ja cierpiał i żaden z miliona nie kochał, jakem ja kochał. Doszedłem dalej, na najwyzsze szczyty, za najdalsze rzeki, wzniosłem się w chmury, w białe, puchowe obłoki, osiadłem na nich, rozmawiałem z fantastycznymi ptakami o krainach niedosiężnych, ich mowa była niezwykła, jednak dla mnie zrozumiała... i potrafiłem się znaleźć z nią, sam na sam, w środku nocy... pod gołym niebem, pod gołym stworzycielem... i potrafiłem dla niej poruszyć posady świata, myślą zmienić świat, duchem tworzyć świat... z fantastyczną mocą płynącą z niej. Gra świateł...

02 czerwca 2004   Komentarze (2)
Chaos_angel | Blogi