Bez tytułu
No i skończyła się moja alkoholowa krucjata... 3 dni balowania, 3 noce poza domem...
Wszystko się zaczęło, kiedy wyszedłem z siostrą z domu do brata nad jezioro. Sister miała jechać do Niemiec, więc chciała sięspotkać z bratem, porozmawiać i się przy okazji pożegnać. Poszliśmy dość normalną drogą, jeśli chodzi o jezioro. Zaszliśmy tylko do sklepu, w którym siostra chciała kupić papierosy. Od razu, kiedy tylko przekroczyliśmy próg sklepu, usłyszeliśmy krzyk sprzedawczyni. Okazało się, że to koleżanka z klasy siostry, zaczęła się gadka, co tam i jak tam u obu z nich. Najlepszy byl motyw, jak panna wyciągnęła browarka, podała go siostrze, ofkoz sobie też polewając. Mi też się dostała wareczka. No i mamy motyw: baba w sklepie, sama, obsługuje ludzi, pije na loozie piwko i wszystko jest git:) Już wtedy wiedziałem, że się srogo będzie działo.
Po jakimś czasie zaczęliśmy iść dalej. Padał deszcz. Czułem w sobie narastające, lekkie zdenerwowanie, które jednak w dobry sposób tłumił spożyty alkohol. Troszkę się denerwowałem, miałem się bowiem spotkać nie tylko z bratem, także z jego kolegami, choć tym się nie przejmowałem, no i dziewczyną, z któą rozmawiałem jakiś czas na necie, która chyba coś czuła do mojego brata, dokładnie nie wiem co tam było między nimi, nie wnikałem. Tak czy inaczej ona była moim stresorem. Już pierwszej nocy, kiedy byli tutaj wszyscy, razem, zapraszali mnie nad jezioro, do siebie. Miałem niby wcześniej jechać na biwak, jednak czułem się na tyle źle, że sobie to odpuściłem. I nie chodzi o to, że mnie coś bolało, czy coś w tym stylu.. nie, nic z tych rzeczy. Po prostu nie miałem w ogóle humoru, nic nie chciało mi się robić, a już przeciwległą granicą tego wszystkiego było załatwianie całej gamy spraw związanych z biwakiem, czyli transportu, namiotu, jedzenia, alkoholu, etc, etc. Nie miałem nawet zamiaru się w to bawić. Kilka SMSów, które do mnie przyszło tego wieczora, ofkoz od Marty, dziewczyny "z netu", utrwaliły mnie w słuszności mojego wyboru.
Kiedy dochodziliśmy do domku, w którym mieszkał brat z kompanią, dało się słyszeć pojedyncze krzyki i śmiechy. Nawet chcialem w tym momencie poznać Martę, nie z fotki przesłanej na maila, ale normalnie. Wiedziałem, że ona też. Po chwili byliśmy na miejscu, w domku, a raczej na jego ganku, przywitanie z bratem, z Martą, zapoznanie się z kumplami brata. Na pierwszy rzut oka kompania wydała się całkiem sympatyczna, i taka rzezywiście była. Tak samo, jak nowa koleżanka.
Pierwsze spotkanie z nią ograniczyło się do prostego cześć-przytulenia, kilku spojrzeń, wymiany prostych słów. Jednak żal mi się jej troszkę zrobiło, kiedy zobaczyłem w jaki sposób kumple i sam brat odnosili się do niej, choć tylko w żartach, wszyscy to wiedzieli, to znam wiele dziewczyn, które zajebałyby po tym takiego focha, że głowa mała. Ona to wytrzymywała, może się godziła, sam nie wiem, może była przyzwyczajona... Zasługiwała na więcej... już niedługo potem przekonałem się o tym na własnej skórze.
Postanowiłem zostać z nimi na noc. Zakładałem taką możliwość, dość często tak z bratem robiliśmy, zostając tam. Imprezka, która się rozkręciła, była dośc wesoła, co prawda niektórym potem włączył się lekki agresor po wódzie, ale dało się to przeżyć, zresztą nie o tym chciałem mówić, bo nie to mi zostanie w pamięci po ich przyjeździe.
Dokładnie nie pamiętam przebiegu całej imprezy, jednak najważniejsza i najprzyjemniejsza część wryła mi się doskonale. W pewnym momencie imprezka zataczała się w stronę końca. Razem z Martą poszliśmy spać. Mieliśmy dość, nie alkoholu, po prostu imprezy. Weszliśmy do ciemnego domku... jak to się stało, że na pięć możliwych, wolnych łóżek, my wybraliśmy jedno i to samo, ofkoz razem w nim lądując...? No tak, przeznaczenie;)
Położylismy się. Jakieś rozmowy, mało znaczące, o duperelkach... zaczęły kwitnąć i przeradzać się w poważniejsze tematy. W dość szybkim czasie przytuliłem ją do siebie. I nie było w tym nic zdrożnego. Po prostu ją do siebie przytuliłem. Leżałem więc w samych boxerkach w łóżku z dziewczyną, którą poznałem praktycznie tego samego dnia, rozmawiając o przeróżnych sprawach. To, co kiedyś pisałem o Monice i takiej nocy, spelniało się, tylko, że z inną dziewczyną. Gorzej? Nie. Tutaj było dodatkowo więcej fizyczności niż w moich marzeniach. Czułem przy sobie Martę, jej ciepło... wszystko tak, jak miało być. Rozmawialiśmy dalej... leżeliśmy... przytulaliśmy się. Buziaczki w policzek... rozmowa... ciepło... względna ciemność... bardzo przyjemnie... nie wiedziałem, czy zrobię dobrze i czy ona tego nie zrozumie źle czy opacznie, ale postanowiłem ją po prostu pocałować... I po chwili nasze usta się spotkały... po jakimś czasie ponownie... nie tylko usta... i nie zrozumiała tego źle... Leżeliśmy nadal... praktycznie przez całą noc i połowę dnia, mniej więcej do południa. Nie spaliśmy, ja nie spałem... cieszyłem się "chwilą". Wszystko niemalże było tak, jak miało być. Pomyślicie pewnie, że brakuje tu jeszcze jednego elementu rozwojowego w takiej nocy...? Nie, raczej nie... nie chciałem próbować iść w to dalej... noc i tak była bardzo udana.
Mógłbym teraz pisać o tym wszystkim, o tym, jak było przyjemnie tej nocy, ale nie mam zamiaru; z jednej strony po prostu nie dałbym rady opisać tego wsyzstkiego... z drugiej strony to nie ma sensu... przekonalem się o tym, kiedy mówiąc o tym wszystkim qmplowi, usłyszałem pytanie: "did`ya cucked her?". Tak, żart, ale trochę mnie wkurzył i wiedziałem już, że nie ma co tłumaczyć tego wszystkiego. Powiedziałem mu, że może kiedyś się sam dowie o czym mówiłem. Podobne pytanie zadał mi kumpel brata, też go spławiłem.
Następna noc nie byla już tak udana, choć przyszedłem nad jezioro tylko po to, aby mieć taką powtórkę z rozrywki. Egoistyczne? Może... Kiedy mielismy iść spać, Marta powiedziała mi, że po jeszcze jednej takiej nocy mogłaby sobie "coś" pomyśleć... Nie chcialem tego słuchać, bardzo chciałem spędzić z Nią.. cholera... się samo napisało wielką literą... trudno.. bardzo chciałem spędzić z Nią jeszcze jedną taką noc, ostatnią, ponieważ następnego dnia miałem jechać na osiemnastkę z noclegiem u kumpla. Domagałem się swoich "racji", jednak Marta pozostała nieugięta... Ostatnie co mi po niej pozostało to lekko wilgotny ślad na ustach, w kilka sekund przed tym, jak poszła do innego pokoju...
Osiemnastką, ktora odbyła się następnego dnia nie należała do najlepszych imprez, jakie przeżyłem. Było tam kilka osób, które znałem, raczej dość sporo z samej klasy, resztę poznałem... większość to metale, znajomi solenizanta. Przyznam się, że większość imprezy myślałem o Marcie... wyleczyła mnie z Moniki jak najlepszy doktor... babiarz ze mnie..? Czy może moja "miłość" to tylko urojenie..? Mam to kompletnie i do końca w dupie, w ogóle nie mam zamiaru się tym przejmować. I wcale też mnie nie obchodzi to, jak to wszystko wygląda...
Wrócilem do domu następnego dnia, tj. dzisiaj, po trzech dnaich balowania. Już mi się nawet nie chce dalej bawić.
Nom... tyle by było z opisu, myśli jak narazie pozostawię dla siebie.