• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

chaos-angel

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
26 27 28 29 30 31 01
02 03 04 05 06 07 08
09 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29
30 31 01 02 03 04 05

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2014
  • Grudzień 2011
  • Sierpień 2011
  • Listopad 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Kwiecień 2007
  • Styczeń 2007
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003

Archiwum 19 sierpnia 2004


Bez tytułu

A więc dziś był, a raczej miał być, sądny dzień... w końcu sprawa z Natalką miała się wyklarować... A tak było naprawdę:

Wstałem dziś troszkę później, koło dziesiątej. Na dobry początek dnia troszkę ćwiczeń i kubek kawy. Zimny prysznic coraz bardziej mi służy i coraz bardziej się do niego przyzwyczajam. Poczekałem na kumpla, któremu miałem pożyczyć nagrywarkę do zrobienia ofkoz kilku 'kopii bezpieczeństwa'. Wpadł. Jak to zawsze się zdarza powiedział, żebym poszedł z nim na rynek, bo chce sobie wybrać buty. A że byłem już w sumie wyszykowany na spotkanie z Natalką, tylko czas był nie ten, postanowiłem się zgodzić. Poszliśmy, i ku mojemu zdiwieniu, choć nie wiem skąd, było zajebiście gorąco. Upał przypominał mi ten, kiedy byłem na rynku z bratem, jakieś 2 tygodnie temu... niemiłosiernie gorąco. Pochodziliśmy trochę.. poszukaliśmy... trochę to potrwało, aż znaleźliśmy rozmiar 48 (nie żart). Po przejściu się potem na drugi koniec miasta po pieniądze, i  z powrotem do faceta po buty, poszliśmy do mnie. Dałem mu nagrywarkę. Oczywiście nieco wcześniej dostałem SMSa... zgadnijcie od kogo? Tak, na moim 'ciekłokrystalicznym' wyświetlaczu koloru zielonego pojawiła się mała koperta. Kiedy obadałem skrzynkę odbioczą, zauważyłem napis "Natalka". 'Krótka Wiadomość Tekstowa' mówiła mi, że jej nadawca ma nadzieję, iż sie nie obrażę, ale musimy przełożyć nasze spotkanie na 17, ponieważ wynikło coś niespodziewanego.

Trudno, facet jestem - czekam. Czas mi się jakoś dłużył. Dokończyłem już w myślach projekt podstron do mojej stronki o szkole. Czekalem i czekałem... obadałem coś w TV... W końcu nieco po 17 sygnał... ciocia woła na obiad... poszedłem, wysłałem Natalce, że idę na obiad i żeby była o 18 na gg. Poszedłem, zjadłem, troszkę pogadałem z ciocią. Po powrocie do domu pierwszą rzeczą jaką zrobiłem bylo odpalenie gg. Chyba niepotrzebnie. Status - dostępny, dokładniej autostatus z Winapma. Cisza... przeglądam opisy ludzi na gg. Kolejna chwila ciszy... podłącza się kumpel. "Ty, słyszałeś?" - zauważyłem. Nom, Offspringa - zripostowałem niedbale. *** się zabił, chyba się powiesił z tego co mi wiadomo - przeczytałem jako kolejne... Nie wierzyłem. Spojrzałem na opisy niektórych ludzi na gg. Teraz nabrały innego znaczenia, chyba tego prawdziwego.

Nie znam przyczyny. Nie znam powodu, dla którego to zrobił. Wiem, że w ogóle nie wyglądał na taką osobę, która byłaby do tego zdolna... dojrzewam. Wcześniej, kiedy czytałem o takich rzeczach, jakoś do mnie nie trafiały. Po prostu było, 'leżało obok'. Tutaj jednak sprawa jest inna... koleś miał pełne perspektywy, był młody, osiemnaście lat, początek życia... i koniec...? Swegoczasu znałem go dośćdobrze, kumplowaliśmy się... mniej więcej czasy przedszkola, kiedy nasze matki trzymały razem... pamiętam nawet te komunistyczne imprezy, na które byliśmy z nim zabierani przez rodziców, którzy wspólnie się bawili... Razem spędzaliśmy czas... Potem kumplowaliśmy się w połowie podstawówki gdzieś... i stąd wynoszę, że nie rozumiem wcale jego posunięcia... a co do damego samobójstwa... kilka miesięcy temu, kiedy miałem 'przeprawę' z Moniką powiedziałbym, że go rozumiem. Broniłbym go i usprawiedliwiał. Wtedy sam może nie tyle chciałem to zrobić, o ile myśałem nad tym. Myśl mnie uspokajała, czułem wtedy, że jestem kowalem swego losu, że sam się sobą rządzę. Ale na tym się kończyło... teraz, kiedy o tym myślę, wydaje mi się, że był po prostu słaby, naturalna selekcja. I mogę egocentrycznie stwierdzić, że ja nie padłem, że jestem silniejszy. Ale nie o to chodzi. Nie rozumiem go.

W tym wszystkim osadzony jestem gdzieś ja i Natalka... i nasze spotkanie. Dowiedziałem się o znajomym, kiedy właśnie miałem z nią rozmawiać... panowała dziwna cisza, kiedy podłączyłem się do niej i zauważyłem opis w stylu 'jestem w szoku'. Ty też? - zapytałem. Znowu cisza... niezręczna... zapytałem, czy ma czas i ochotę przyjść. Odpowiedziała, że nie ma ochoty na nic. Ja też nie mam na nic ochoty, ale nie chcę teraz być sam - powiedziałem bez pardonu. Poczekaj, zaraz przyjdę - zauważyłem w okienku. Ucieszyłem się... jakby jej na mnie zależało... Po drodze wynikły opóźnienia, w stylu prysznic... poczekałem. Była u mnie po osiemnastej, może przed dziewiętnastą... Posiedzieliśmy chwilkę... porozmawialiśmy, rozluźniliśmy atmosferkę w miarę możliwości... jednak chyba nikt nie miał ochoty na cielesne podboje... zapuściłem jakiś film, bodajże "Stygmaty". Początek oglądania był raczej nudny... tzn nic się nie działo między nami. Kiedy się położyliśmy na łóżku, film wydał się mniej ważny, otaczający świat nieco bardziej przyjemny, a samobójstwo znajomego gdzieś się ulotniło na krótki czas... Przytulanie.. delikatne pieszczoty palcami... zresztą nie ma co mówić, to raczej nieuchwytne słowu pisanemu. I nawet nie chcę tego chwytać. I choć miałem wielokrotną okazję pocałowania jej, nie zrobiłem tego. Nie wiem dlaczego, może miałem opory, może... może nie miałem nastroju...? Odprowadziłem ją do domu... koło stu metrów trzeba było iść... noc ciepła... błyskało - zanosiło się na rychły deszcz, który teraz właśnie smutno dzwoni o szyby i rynny. Doszliśmy do jej domu. Chwilę pogawędziliśmy o duperelkach. Pocałowałem ją delikatnie na dobranoc. Poszliśmy w swoich kierunkach...

Dziwnie... ogólnie dziwnie, nie rozumiem... jak z poprzedniej notatki - ogólnie ludzi. A do Natalki się zbliżam. Miło. Smutek wymieszany z radością w setce czystej, którą każdego wieczora trzeba przełykać.

Pozdrawiam.

19 sierpnia 2004   Komentarze (3)
Chaos_angel | Blogi