the Judgement...
'I`ve never broken the Law! I`m tle Law!'
Zostałem oskarżony o zbrodnię, której nie popełniłem. O świętokradztwo, którego nie byłem sprawcą... najciekawsze jest to, że nie wiem dokładnie co to było... ale od początku...
Wieczór... raczej noc... koło północy. SMS. Od Natalki... odebrałem... przeczytałem. Treść mnie co najmniej zasmuciła. 'Mam wątpliwości co do nas, mysle, ze nie jestes ze mna do konca szczery'. Próbowałem się dowiedzieć o co chodzi. Miałem swoje podejrzenia, podejrzenia, których nie ujawniałem. Zapytałem podejrzaną, czy to przypadkiem nie ona wmieszała się między mnie, a Natalkę. Jakimś cudem dowiedziałem się od Nat, że chodzi o mój stosunek do jakichś koleżanek. Skojarzyłem fakty, skojarzyłem osoby... zapytałem jedną dziewczynę, czy mówiła o mnie Natalce... zaprzeczyła. Nie wierzę jej.
Na zadane pytanie Natalki, odpowiedziałem, że nie mam przed nią żadnych rzeczy, których miałbym się wstydzić, tymbardziej nie skrzywdziłem jej wg mnie swoim zachowaniem i nie zrobiłem niczego, co mogłoby naruszyć nasze dobre stosunki. 'Acha, ok...' - padło z ust sędziny. Takie potwierdzenie, jakby chciała mi powiedzieć - 'jasne, udowodnij mi to..'
I tak właśnie, jak jednego dnia potrafiłem z Natalką wysłać do siebie po 10 SMSów a na koniec dnia porozmawiać jeszcze, tak przez kończący się właśnie tydzień nie dostałem od niej prawie żadnego SMSa. Zmartwiłem się. To wszystko brzmiało jak 'koniec'...
Wreszcie przyjechała ze szkoły... nie powiedziała mi o której przyjeżdża... chciałem po nią wyjść na przystanek... cisza... głucha cisza przerywana szybszym biciem serca...
Gadu-gadu... jak zawsze pierwsza forma komunikacji... rozmowa... monolog... mój... słowa, słowa... puste literki w rzędzie... o odmiennych znaczeniach... dla każdej ze stron. O co byłaś zła?... odpowiedź, która mnie zbyła... co słychać?... milcząca cisza... masz ochotę się ze mną spotkać?... jestem zmęczona... mam dużo lekcji... może jutro...
Jako odzew poszedłem do sklepu. 0.5. Do kumpla. Wypiilśmy. Przyszły posiłki, 0.5 i dwóch kolesi. Wypiliśmy. Poszedłem do domu.
Długo oczekiwane spotkanie... spotkanie, po którym wiele się spodziewam, z ktorego nie realizuję więcej, niż monotonną normę, które chyba było przedsmakiem końca, nuklearnej zimy między nami. Źle się czuła... bolał ją brzuch... leżeliśmy przytuleni... tak, jak zawsze... patrzyłem na nią.. nowa fryzura, która do końca się jej nie podobała... mi się podobała... patrzyłem... jest ładna... śliczna twarz... usta... oczy... i jakaś ściana między nami...
Chciała wyjść wcześniej. Źle się czuła... z jednej strony to rozumiałem... i nie chciałem jej zatrzymywać. Z drugiej moje egoistyczne ja zatrzymywało ją jak tylko się dało...
Jeśli tego nie popchnę do przodu, zatrzymamy się tu na dłużej... a potem ten wesoły wózek zacznie się staczać w dół... aż się rozbije...